Idąc ostatnio przez Pola Mokotowskie, zwróciłam uwagę na szalone wiewiórki biegające po drzewach w zawrotnym tempie. Wspinają się na górę, żeby zaraz zbiegać w dół, ganiają się wokół drzewa, ich rude futerko zdąży mignąć tylko przed oczami. Doszłam do wniosku, że mój wrzesień chyba też tak wygląda. Nie mogę uwierzyć, że minął dopiero tydzień, bo już się czuję jakby mnie rozjechał walec albo jakbym właśnie zrobiła tysiące kilometrach biegając po drzewach. 

Po wakacjach, rekolekcjach, czasie odpoczynku, tak łatwo wpaść w wir spraw i całkiem stracić pokój ducha. Warto wtedy pamiętać o dwóch fundamentalnych prawdach. Najważniejsza jest taka, że Jezus jest z nami w każdej chwili i z radością będzie miał współudział we wszystkich działaniach jakie podejmujemy. Jeśli przychodzi nam do głowy pytanie: „Co może mi Jezus pomóc, jak tu rąk do pracy brakuje?”, to chyba czas sobie na nowo uświadomić, że On ma moc, której sobie nawet nie wyobrażamy i choć nie zawsze jej używa, to zawsze chce być blisko i przypominać nam, że z niczym nie zostajemy sami.

Druga fundamentalna prawda przypomniała mi się jak obserwowałam wspomniane już wiewiórki. Wiecie, że one zeskakując z drzewa lądują w pozycji superbohatera? Ciekawa jestem czy tak właśnie się czują, pokonując zwinnie kolejne gałęzie. Czy są tak bardzo z siebie dumne jak się wydaje, czy może tylko tak udają, żeby nie było widać jak wiele trosk skrywają pod rudym futerkiem… Ja też często biegam we wszystkie strony, próbując zbawić świat, który dawno już został zbawiony. Może czasem trzeba po prostu odpuścić i uznać, że jest wystarczająco. Nie muszę być superbohaterem.