Blog Ewy Bartosiewicz

Miesiąc: lipiec 2023

Jestem, który Jestem

Po raz kolejny już jestem na rekolekcjach dla rodzin w duchu ignacjańskim. Rodzice mają 3h dziennie na modlitwę i konferencję, a w tym czasie dzieci mają opiekę. To wydaje się śmiesznie mało w porównaniu z czasem w pełnym milczeniu, a jednak Pan Jezus znajduje swoją drogę, by powiedzieć to, co ważne. Zachwycam się za każdym razem tym, ile On potrafi wycisnąć z czasu, który Jemu oddamy na modlitwę. Cała reszta dnia poświęcona jest na rodzinne wakacje w pięknych okolicznościach górskiej przyrody i to wcale nie mniej ważny czas rekolekcji, w którym jest okazja, by doświadczenie modlitwy przekuć na realną miłość w codzienności. 

Szczególną przestrzenią na każdych rekolekcjach jest dla mnie zawsze Adoracja. Mam to szczęście i przywilej, że prawie przez cały pierwszy miesiąc moich wakacji codziennie miałam okazję wpatrywać się w Najświętszy Sakrament i po prostu być z Nim. To moment, kiedy możemy przypomnieć sobie o tym najważniejszym przymiocie Boga, który przedstawia się Mojżeszowi jako JESTEM. Owszem, możemy powiedzieć jeszcze, że jest Dobry, Sprawiedliwy, Łagodny, Miłosierny, Wszechmocny… i to wszystko prawda, ale przede wszystkim jest Bogiem obecnym. Myślę, że to jest też najważniejsze, w czym mamy Boga w życiu naśladować. Najlepiej widać to we wszystkich sytuacjach granicznych, kiedy nie potrzebujemy już mądrych rad, błyskotliwych rozwiązań, racjonalnego tłumaczenia i ckliwych pocieszeń. Potrzebujemy tylko tego, by ktoś był. Czuła obecność jest tym, co leczy serce i pokrzepia duszę. Tego potrzebują dzieci od rodziców i rodzice od dzieci, małżonkowie, przyjaciele, wspólnoty, sąsiedzi, współpracownicy… a tak często właśnie tego dajemy sobie najmniej, bo życie goni, zadania same się nie zrobią i tyle różnych spraw wymaga naszej uwagi. Dlatego tak kocham Adorację. On nigdzie nie biega i nic nie załatwia. Po prostu JEST.

W tym roku w Ochotnicy mamy pogodę iście w kratkę. W jednym momencie jest upalne słońce, a już za chwilę burza z piorunami i ścianą deszczu. Zupełnie jak w życiu. Może Bóg chce nam pokazać, że cokolwiek by się nie działo, On JEST i to wystarczy.

Zielona siła życiowa

Za mną kolejna edycja rekolekcji fotograficznych. Za każdym razem z coraz większym zachwytem patrzę na działanie Duch Świętego w tym nietypowym połączeniu ducha ignacjańskiego z twórczością, kreatywnością i kontemplacją dzieła stworzenia. To zawsze ogromna radość i zaszczyt widzieć jak Bóg przemienia serca i uczy patrzeć z miłością. W tym roku usłyszałam największy komplement, jaki mogę sobie wyobrazić: „Myślałam, że to będą rekolekcje łatwe, miłe i przyjemne. Pomodlimy się, porobimy zdjęcia. Nie spodziewałam się, że będziemy schodzić tak głęboko!” Nie ma większej radości niż widzieć proces wychodzenia na głębię.

Jedna z rzeczy, o których wspominam na rekolekcjach to koncepcja zielonej mocy (viriditas) wg św. Hildegardy, mistyczki z XI w, znanej nam głównie z diet i przypraw, ale której wizja była znacznie szersza niż nam się wydaje. Nie jestem specjalistką od tej świętej, więc zostawiam Was z kawałkiem artykułu prof. Kowalewskiej:     

Choć świat został stworzony dla człowieka i ze względu na potrzeby człowieka, to w całym swym bogactwie i złożoności stanowi niejako jeden złożony organizm. Każdy z członków tego organizmu przenika siła, dzięki której te rzeczy istnieją. To moc Ducha Świętego, którego Hildegarda nazywa „rdzeniem” lub „korzeniem” każdego bytu. Dodatkowo wszelkie istoty żywe posiadają pewną moc życiową, zwaną przez wizjonerkę viriditas. Dzięki niej rosną, rozmnażają się, a także mogą się odradzać po okresach, w których ich funkcje życiowe – z różnych powodów – ulegają osłabieniu. Viriditas to taka „zielona siła życiowa”, która świadczy o witalizmie przyrody, jest podstawą dynamiki rozwoju i zdrowia organizmów. Jest ona warunkiem wszelkiego rozwoju, dojrzewania i owocowania. Hildegarda pisze w Liber divinorum operum: Per viriditatem ad fructuositatem, czyli „przez zieloną siłę do owocowania”. Zanikanie viriditas to utrata sił, co Hildegarda na podstawie własnych przeżyć określała jako odczucie wysychania krwi w żyłach i szpiku w kościach.” (prof. dr hab. Małgorzata Kowalewska, „Zielona Filozofia św. Hildegardy cz. II„)

Koncepcja zielonej siły podtrzymującej świat nieodłącznie kojarzy mi się też z encykliką Laudato Si, która jest bardzo bliska mojemu sercu i tylko ze względu na brak czasu nie zajmuję się już nią tak bardzo jak kiedyś. Szczególnie ważna jest dla mnie świadomość, że wszystko jest połączone i nic nie może istnieć w oderwaniu od świata. Jak pisał Thomas Merton – „Nikt nie jest samotną wyspą”. 

„Osoby Boskie są relacjami samoistnymi, a świat stworzony na wzór Boga jest siecią relacji. Stworzenia skierowane są ku Bogu, a cechą wszystkich istot żywych jest dążenie do innego stworzenia tak, że we wszechświecie można znaleźć niezliczone, trwałe relacje, które wzajemnie tajemniczo się przeplatają. Zachęca to nas nie tylko do podziwiania wielu powiązań istniejących między stworzeniami, ale prowadzi także do odkrycia klucza naszej samorealizacji. Byt ludzki bowiem tym bardziej się rozwija, tym bardziej dojrzewa i tym bardziej się uświęca, im bardziej wchodzi w relacje, przekraczając siebie, aby żyć w komunii z Bogiem, z innymi i ze wszystkimi stworzeniami. W ten sposób przyjmuje w swoim życiu ową dynamikę trynitarną, jaką Bóg w nim odcisnął od początku jego istnienia. Wszystko jest połączone, a to nas zachęca do dojrzewania w duchowości globalnej solidarności, która emanuje z tajemnicy Trójcy Świętej.” (Laudato Si 240)

Niech w ten wakacyjny czas, kiedy częściej mamy okazję do zachwytu nad stworzeniem, towarzyszy nam zielona siła, która daje życie światu, ale też w nas wlewa nową energię do działania na Bożą chwałę. 

Ja już opuszczam Falenicę, gdzie Pan Bóg pozwalał mi leżeć na zielonych hamaczkach i orzeźwiał moją duszę cudownym czasem towarzyszenia innym. Teraz czas ruszać dalej w drogę 😉

Wyzerować świat?

Dziś po raz pierwszy usłyszeliśmy nowy singiel Kwiatu Jabłoni promujący ich trzecią płytę. Piosenka ma tytuł „Od nowa” i snuje przed nami wizję, w której moglibyśmy rozpocząć wszystko od nowa, zapominając o trudnej przeszłości. 

Czy mógłby ktoś tak wyzerować świat
Żeby się nic nie stało do wczoraj?
Bez słów co bolą, bez otwartych ran
Żebyśmy się poznali od nowa

Ktoś mógłby pomyśleć, że tak właśnie będzie wyglądać Niebo. Bóg nareszcie przeniesie nas z tego łez padołu do nowej rzeczywistości, w której zapomnimy o cierpieniu, bólu i krzywdzie nam zadanej. Zaczniemy z czystą kartą i nie będziemy się już mierzyć z naszymi własnymi błędami; przestaniemy pamiętać o słowach, których wielokrotnie wypowiedzieliśmy o jedno za dużo; nie będą nas prześladować trudne wspomnienia.  Kusząca wizja? Otóż nie! 

Wydaje się, że Jezus prowadzi nas w kierunku zupełnie przeciwnym. Kiedy ukazuje się Apostołom po zmartwychwstaniu nie rozpoznają oni Jego twarzy, choć przecież widzieli go kilka dni wcześniej. Jego wygląd zewnętrzny musiał zatem przemienić się całkowicie. Znakiem rozpoznawczym stają się natomiast Jego… rany. Pokazuje uczniom przebite dłonie, stopy i bok. Czyż to nie szokujące, że ze wszystkich chwil spędzonych na ziemi, Syn Boży postanowił zachować właśnie ślady zbrodni? Czyż to nie oznacza przechowania w wiecznej Boskiej pamięci właśnie bólu i krzywdy? Dlaczego właśnie tak? 

Nie wiemy jak będzie wyglądało życie po śmierci, ale możemy być prawie pewni, że pamięć nie zostanie nam wymazana. I to jest bardzo dobra nowina! Nie zapomnimy o tym, co spotkało nas na ziemi, ale zaczniemy na to patrzeć z zupełnie nowej perspektywy, która przepełniona będzie czystą miłością. Wspomnienia przestaną nas boleć, rany przemienią się w blizny i zrozumiemy w pełni to, że nasza historia, choć trudna, była konieczna byśmy stali się tym, kim dzisiaj jesteśmy. Spotkamy wtedy tych, których kochaliśmy, by powspominać dobre czasy, ale spotkamy też naszych krzywdzicieli, by poznać ich motywacje i uwarunkowania, a potem razem z nimi zapłakać.

Odkryciem kopenikańskim było dla mnie swego czasu zrozumienie, że w Niebie nie będę mieć nowej relacji z Bogiem, ale będzie ona kontunuacją tego, co udało nam się zbudować już teraz. Powie mi wtedy: „A pamiętasz jak w ’98…?”, „Pamiętam jak prosiłaś…”, „Pamiętam jak razem płakaliśmy…”, „Pamiętam tę szaloną podóż…” To nie będzie spotkanie z obcym Bogiem, ale ze starym przyjacielem, z którym już wiele przeżyłam. Jaką szkodą byłoby zaczynać wszystko od nowa!  

Boże, nie wyzerowuj nam świata, ale naucz nas patrzeć na niego sercem, oczami Twojej Miłości.

 

Poezja uratuje świat

W niedzielę byłam na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa. Ostatnio miałam taką okazję jakieś pół życia temu, a czułam się jakby to było wczoraj. Piosenki, których nie słyszałam od początków tego wieku, same się śpiewały – bez trudu wydostawały się z najgłębszych zakamarków zakurzonej pamięci. Czas płynie nieubłaganie, ale czyni czasem tak przedziwne zakręty, jak wąska rzeka wśród szuwarów. Zastanawiasz się jak to możliwe, że właśnie taką wybrała trajektorię i czy nie zaczęła przypadkiem płynąć w odwrotnym kierunku… Wróciły wspomnienia wielu nocy przy ognisku czy świecach, kiedy „czwartą nad ranem” śpiewało się, a jakże, o czwartej nad ranem; czasów kiedy na szóstkę z polskiego wystarczyło zaśpiewać dobrze znaną „Glorię”; niepowtarzalnych chwil słuchania „bieszczadzkich aniołów” w Wetlinie… 

Wcale nie chciałabym wracać do tych czasów młodości, ale uświadomiłam sobie, że to kim jestem teraz ukształtowała poezja. Nigdy nie zaczytywałam się w tomikach wierszy, ale jednak słowa napisane przez Stachurę, Bellona, Szymborską, Baczyńskiego, Grechutę czy Miłosza towarzyszyły mi w różnych momentach mojego życia. Nawet jeśli wtedy jej nie rozumiałam, to przenikała do mojego serca, ucząc łagodności, bratestwa, nadziei, optymistycznego spojrzenia na świat i ludzi. Wyrażała niewyrażalne i przez to pozwalała przeżyć to, co jest trudne do nazwania. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że świat byłby piękniejszym miejscem gdyby więcej osób czytało poezję…

Nic dziwnego, że Kościół od zawsze modli się psalmami. Poezja z Bożego natchnienia pozwala nam spotkać się z uczuciami, na które często sobie nie pozwalamy (szczególnie wobec Boga) lub usłyszeć coś ważnego w sytuacji, która nas przerasta. Choć psalmy czytamy na każdej Eucharystii, to trudno nie mieć wrażenia, że traktujemy je często jako coś upchniętego między jedno a drugie czytanie i rzadko zwracamy uwagę na jego przesłanie. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć homilie, które właśnie do tej części Liturgii Słowa się odnosiły, a jestem przekonana, że Księga Psalmów ma jeszcze wiele do odkrycia przed nami wszystkimi. Dlatego też stała się ona nieodłączną częścią rekolekcji fotograficznych, które po raz kolejny już za chwilę będę miała okazję prowadzić. Pan Bóg mówi do serca nie tylko przez swoje Słowo, ale też przez cały świat stowrzony, który krzyczy do nas o dobroci Wielkiego Twórcy. Już się nie mogę doczekać!

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑