Blog Ewy Bartosiewicz

Miesiąc: listopad 2023

Turbo nadzieja

Czytania z ostatniego tygodnia roku liturgicznego mogą budzić nieprzyjemne uczucia. Wszak czytamy o tym, że powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu, będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie… A jednak ostatecznie mają prowadzić nas ku nadziei, bo Jezus powie: „A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. Wydaje się, że tej lekcji z Bożej logiki raczej nie odrobiliśmy, bo kiedy dzieją się rzeczy straszne – czy to na świecie czy w naszym osobistym życiu – rzadko chyba myślimy o tym, że to dobra nowina.

W zeszłym miesiącu zakończył się w Rzymie Synod o sonydalności. Komentujący od lewa do prawa zarzucają mu zarówno to, że wywraca Kościół do góry nogami jak i to, że zupełnie nic nie zmienia, a przecież powinien. Mam przekonanie, że to bardzo dobrze świadczy o tym, co się na tym Synodzie zadziało. W tym temacie polecam Wam doskonałe dwie rozmowy w ramach Podcastu Jezuickiego z Michałem Kłosowskim i Julią Osęką. Absolutnie urzekły mnie słowa Julii (najmłodszej uczestniczki Synodu), które nieco podsumowują jej wrażenia po tym czasie: „Myślałam, że ja przyjeżdżam z moją perspektywą osoby młodej, a biskupi i kardynałowie przyjeżdżają ze swoją perspektywą. Bardzo się myliłam! Rozmowy w mojej grupie (dotyczącej misji i roli kobiet) napełniły mnie taką nadzieją, że nie wiedziałam, że można mieć taką nadzieję i taką radość z tych rozmów”. Później Łukasz nazwał to jeszcze dobitniej „turbo nadzieją”, co z przyjemnością zabieram do mojego słownika. Julia mówiła też o tym, że podstawą wszystkich spotkań w grupach było wzajemne słuchanie i próba zrozumienia innej perspektywy drugiego. Mam wrażenie, że jest to nam teraz niezwykle potrzebne zarówno w Kościele, jak i ogólnie w społeczeństwie. Jakiś czas temu, jeszcze przed wyborami, odkryłam, że istnieje coś takiego jak Polski Dialog, gdzie można umówić się na spotkanie z kimś kto ma odmienne poglądy na daną sprawę i porozmawiać w atmosferze wzajemności o tym jak każda ze stron ją widzi. Wydaje mi się to genialnym pomysłem i w jakiś sposób odpowiedzią na ideę synodalności. Nie chodzi w niej bowiem o to, żeby koniecznie zmieniać poglądy, doktryny i prawa, ale właśnie o to, by wychylić się ze swojej bańki i poszerzyć horyzont myślenia.       

Julia w podcaście opowiada też o tym z jakim szacunkiem i otwartością traktowana była przez wszystkich uczestników Synodu i jak bardzo jej zdanie się liczyło, choć się tego nie spodziewała. Nieuchronnie przywołuje to na myśl moje osobiste doświadczenie sprzed lat, kiedy miałam ogromny zaszczyt uczestniczyć w Kapitule Generalnej Zgromadzenia Sacre Coeur w 2016 roku. Nie byłam wtedy delegatką i nie brałam udziału w samych obradach, ale zajmowałam się pomocą w zespole medialnym. Byłam tam jedną z najmłodszych sióstr, ale doświadczyłam niesamowitej życzliwości i otwartości od wszystkich delegatek, a panująca atmosfera dialogu i słuchania była obecna również poza salą plenarną i wszystkie doskonale to czułyśmy. To było doświadczenie Kościoła w absolutnie najlepszym wydaniu, gdzie Ducha Świętego można było niemal dotykać na każdym kroku. Wyobrażam sobie, że uczestnicy Synodu mieli bardzo podobne doświadczenia.

Co jednak kiedy zderzymy wydarzenia Synodu z rzeczywistością, którą jesteśmy zalewani na co dzień? Jak mamy wierzyć, że cokolwiek zmieni się w Kościele pełnym obrzydliwości, podłości, krzywdy, pychy, manipulacji, nadużycia władzy? Jedyną odpowiedzią jest paradoks krzyża – „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Obyśmy coraz częściej potrafili żyć tą turbo nadzieją w każdych okolicznościach naszego życia.  

Do posłuchania na ten tydzień 😉

 

Jeszcze Głośniej Laudate Deum

Jak do tej pory utworem z płyty „Pokaz slajdów” Kwiatu Jabłoni, który najczęściej leciał u mnie na zapętleniu, było „Głośniej”. Dynamizm w tej piosence jest naprawdę mistrzowski, a głos Igora Herbuta komponuje się znakomicie z przesłaniem, które oczywiście jest tutaj najważniejsze. Nie powinno nas dziwić, że Kasia i Jacek, znani z bycia eko-świrami, napisali w końcu piosenkę poświęconą ekologii. Ciekawe jednak, że jej premiera zbiegła się prawie idealnie z adhortacją papieża Franciszka „Laudate Deum”, do której spokojnie mogłaby być soundtrackiem.  

Zbyt ciepłe wody rzek
Żeby się dało żyć
Zbyt wiele w morzach wód
Żeby nie topić wysp

Papież Franciszek z pewnością zgodziłby się z tą analizą i dołożył swoje bardzo skrupulatne wyliczenia, w których pokazuje co dzieje się z naszą planetą i uświadamia, że wśród naukowców panuje zgodność co do niebezpiecznego ocieplania się ziemi w skutek działania człowieka. Pisze on dużo o naszej odpowiedzialności i z pewnością podpisałby się też pod kolejnymi wersami:

Zbyt czyste mamy ręce
Siedząc na samej górze
Za mało myśli w nas
Żeby nie patrzeć z góry

Nie da się ukryć, że to my, żyjący w pierwszym świecie z naszymi egocentrycznymi nawykami, jesteśmy winni takiemu stanowi rzeczy i narażamy tym samym na ogromne cierpienie ludzi żyjących w innych zakątkach globu i zmuszamy do masowego poszukiwania lepszych warunków życia. „Sytuacja taka ma związek nie tylko z fizyką czy biologią, ale także z ekonomią i sposobem, w jaki o niej myślimy. Logika maksymalnego zysku przy minimalnych kosztach, podszywająca się pod racjonalność, postęp i złudne obietnice, uniemożliwia szczerą troskę o wspólny dom i zwracanie uwagi na promowanie osób odrzuconych przez społeczeństwo. W ostatnich latach możemy zauważyć, że zdezorientowani i zachwyceni w obliczu obietnic tak wielu fałszywych proroków, sami ubodzy wpadają czasami w oszustwo świata, który nie jest dla nich zbudowany.” (LD 31)

Należy też pamiętać, że choć nasz jednostkowy wpływ na środowisko naturalne może wydawać się pomijalny, to „nie można mówić o „niewielkich” szkodach, ponieważ to właśnie suma wielu szkód uważanych za dopuszczalne, doprowadza nas do sytuacji, w której znajdujemy się obecnie.” (LD 30)

Masz tyle niepewności
Gdy jesteś całkiem sam
Zbyt wiele możliwości
By cieszyć się z tego co masz

Nieograniczony konsumpcjonizm i coraz większa degradacja wynikająca z ludzkiej chciwości jest źródłem niepokoju też dla Kościoła. Zdecydowanie coraz gorzej wychodzi nam cieszenie się tym co mamy: „Zasoby naturalne potrzebne dla technologii, takie jak lit, krzem i wiele innych, z pewnością nie są nieograniczone, ale większym problemem jest ideologia wspierająca obsesję: zwiększenie ponad wszelkie wyobrażenie władzy człowieka, dla którego nieludzka rzeczywistość jest jedynie zasobem na jego usługach. Wszystko co istnieje przestaje być darem, który trzeba szanować, doceniać, i o który należy dbać, a staje się niewolnikiem, ofiarą kaprysów ludzkiego umysłu i jego zdolności.” (LD 22)

Masz tak małe dłonie
Że nie naprawisz zmian
Lecz tak ogromne usta
Że możesz pożreć świat

Tysiące dobrych chęci
I morze złotych rad
Choć siedzą w mojej głowie
Sam nie posklejam nas

Nasze dłonie w pojedynkę może nie naprawią świata i sami go nie posklejamy, ale są niezwykle ważnym elementem systemowej zmiany, która jest nam koniecznie potrzebna: „Wysiłki rodzin, by mniej zanieczyszczać, ograniczać ilość odpadów, mądrze konsumować, tworzą nową kulturę. Sam fakt zmiany nawyków osobistych, rodzinnych i społecznych podsyca niepokój o niespełnione obowiązki sektorów politycznych i oburzenie z powodu braku zainteresowania możnych. Należy zatem zauważyć, że nawet jeśli nie przyniesie to natychmiastowego znaczącego efektu z ilościowego punktu widzenia, przyczynia się do poważnych procesów transformacji działających z głębi społeczeństwa.” (LD 71).

Nie zmienia to faktu, że „trzeba być szczerym i uznać, iż najskuteczniejsze rozwiązania nie będą pochodzić jedynie z wysiłków indywidualnych, ale przede wszystkim z wielkich decyzji polityki krajowej i międzynarodowej.” (LD 69). Nie może to jednak usprawiedliwiać braku naszej osobistej odpowiedzialności. 

Papież wspomina też o tym, że po 8 latach od encykliki Laudato Si może wreszcie warto byłoby zauważyć, że nawrócenie ekologiczne potrzebne jest szczególnie w kręgach Kościoła, gdzie problemy związane z ochroną naszej ziemi są tak często bagatelizowane: „Skończmy wreszcie z nieodpowiedzialnymi kpinami, które przedstawiają tę kwestię jako jedynie ekologiczną, „zieloną”, romantyczną i często wyszydzaną ze względu na interesy gospodarcze. Przyznajmy wreszcie, że jest to szeroki problem humanitarny i społeczny na wielu poziomach, dlatego wymaga zaangażowania wszystkich. Często, przy okazji konferencji klimatycznych, uwagę przyciągają działania tak zwanych grup „zradykalizowanych”. Odrzucając wszelkie formy przemocy i instrumentalizacji, należy odczytywać w takich prowokacjach konieczność, aby społeczeństwo jako całość wywierało zdrową presję, ponieważ to każda rodzina powinna myśleć, że stawką jest przyszłość ich dzieci.” (LD 58)

O pilnej potrzebie potraktowania ekologii na poważnie pisał już w latach ’80 Karl Rahner SJ, przypominając, że ma to kluczowe znaczenie również dla naszej wiary: „Człowiek naprawdę żyje wciąż w krainie Nieprzewidzianego. Bóg rzeczywiście (tak to w każdym razie wygląda) stał się znacznie bardziej odległy od człowieka, odkąd przyroda wydaje się zdegradowana do materiału ludzkiej twórczości. Świat, dzięki odkryciu jego praw oraz posługiwaniu się i manipulowaniu nimi, dostał się wprawdzie pod władzę człowieka, lecz zarazem stał się jakby gęsto utkaną przegrodą, która oddziela od Boga” („O możliwości wiary dzisiaj”).

Kolejny raz się czuję
Jak w tym najgorszym śnie
Że się nie mogę ruszyć
Chociaż tak bardzo chcę

Razem z setkami ludzi
Rzucam o ścianę groch

Mogłoby się wydawać, że nasze działania przez ostatnich kilkadziesiąt lat nie były zbyt owocne. Franciszek również ma wrażenie, że szczyty klimatyczne przypominały rzucanie grochem o ścianę: „Dziś nadal możemy stwierdzić, że „umowy miały niski poziom realizacji. Nie ustanowiono bowiem odpowiednich mechanizmów monitoringu, okresowego przeglądu i sankcji w wypadku naruszenia postanowień. Wymienione zasady nadal domagają się skutecznych i szybkich dróg praktycznej realizacji”. Co więcej, „negocjacje międzynarodowe nie mogą znacząco postępować z powodu stanowiska krajów, które wyżej stawiają własne interesy narodowe niż globalne dobro wspólne. Ci, którzy ponosić będą konsekwencje, jakie staramy się przemilczać, będą pamiętali ten brak sumienia i odpowiedzialności” (LD 52)

Mimo jednak tej pesymistycznej oceny przeszłości, nie wolno nam tracić nadziei, bo oznaczałoby to brak zaufania wobec wszechmocy naszego Boga i szlachetności człowieka. „Jeśli ufamy w zdolność człowieka do wykraczania poza swoje małostkowe interesy i myślenia na wielką skalę, to nie możemy wyrzec się marzenia, że COP28 doprowadzi do stanowczego przyspieszenia transformacji energetycznej, ze skutecznymi zobowiązaniami, które mogą być monitorowane w sposób stały. Ta Konferencja może być punktem zwrotnym, udowadniającym, że to wszystko, co zostało osiągnięte od 1992 roku było poważne i właściwe, w przeciwnym razie będzie wielkim rozczarowaniem i zagrozi temu dobru, jakie udało się dotychczas osiągnąć.” (LD 54). Papież mógłby więc śmiało zaśpiewać na cały głos z Igorem:

I będę rzucał mocniej
Nie chcę uciekać stąd

Jedynym polemicznym akcentem, gdzie wyraźnie współcześni krzewiciele postaw ekologicznych rozmijają się z Katolicką Nauką Kościoła jest sam początek piosenki:

Zbyt wiele ludzkich głów
Nie ma gdzie schować się

Papież wyraźnie krytykuje podejście antynatalistyczne i próby regulowanie liczby ludzi na ziemi: „Próbując uprościć rzeczywistość, nie brakuje tych, którzy obwiniają ubogich za posiadanie zbyt wielu dzieci i próbują rozwiązać problem poprzez okaleczanie kobiet w krajach mniej rozwiniętych. Jak zwykle, wydaje się, że winni są ubodzy. Ale w rzeczywistości, bardzo niski procent najbogatszej światowej populacji zanieczyszcza więcej, w porównaniu do 50 procent najbiedniejszej światowej populacji, a emisje na osobę najbogatszych krajów są o wiele wyższe niż tych najbiedniejszych. Jak zapomnieć, że Afryka, w której mieszka ponad połowa osób najuboższych na świecie, jest odpowiedzialna za zaledwie ułamek emisji historycznych?” (LD 9) Franciszek dodaje też, że wykluczyć należy pogląd „jakoby człowiek był kimś obcym, czynnikiem zewnętrznym zdolnym jedynie do szkodzenia środowisku. Musi on być traktowany jako część przyrody. Ludzkie życie, inteligencja i wolność są wpisane w przyrodę, która wzbogaca naszą planetę i są częścią jej wewnętrznych sił i równowagi.” (LD 26) 

Mam już dosyć stania
I opadania rąk
Znów próbuję krzyczeć
Lecz w gardle staje głos

Jeśli też masz już dosyć opadania rąk, to z perspektywy chrześcijańskiej warto przede wszystkim zatrzymać się w pędzie życia i zajrzeć w głąb siebie. „We własnym sumieniu i wobec dzieci, które zapłacą za szkody wyrządzone przez ich działania, pojawia się pytanie o sens: jaki jest sens mojego życia, jaki jest ostatecznie sens mojego pobytu na tej ziemi, jaki jest ostateczny sens mojej pracy i zaangażowania?” (LD 33). W zależności od odpowiedzi na te pytania, każdy z nas niech znajdzie sposób na to, by być wiernym naszemu ludzkiemu powołaniu coraz lepiej i stanąć na wysokości zadania w opiece nad powierzoną nam planetą. Wierzę, że wspólnie damy radę 🙂 

Mała droga do wielkiej świętości

Między upiornym halloweenowym memento mori a refleksyjną zaduszkową zadumą jakby z roku na rok coraz bardziej umykało nam największe święto tych dni. Wspominając wszystkich świętych powinniśmy sobie przypomnieć, że to są dni o życiu, a nie śmierci, bo przecież to oni żyją, a my umieramy. W tym roku chciałabym podzielić się kilkoma myślami po opublikowanej dwa tygodnie temu adhortacji papieża Franciszka na temat Małej Tereski od Dzieciątka Jezus. Jej dziennik duchowy to kopalnia inspiracji, a dzięki swojej „małej drodze” wciąż zmienia nasze myślenie o świętości na bardziej ewangeliczne. Wszystkie cytaty pochodzą z adhortacji i tam znajdziecie ich pierwotne źródła.

Obraz windy

Myślę, że Tereska nazwała coś, co dla wielu jest absolutnie szokujące – nie jest prawdą, że w wierze nie wolno iść na skróty. Wręcz przeciwnie, jest to nawet wskazane, o ile skrótem jest sam Jezus. „Windą, która mnie uniesie aż do Nieba, są twoje ramiona, o Jezu! A do tego nie potrzebuję wzrastać, przeciwnie, powinnam zostać małą, stawać się coraz mniejszą”. Wydaje mi się, że nadal zbyt często duchową drogę postrzegamy jak drabinę, po której własnymi wysiłkami możemy wspinać się na wyżyny mistycyzmu. Stawiając na „rozwój duchowy” i „ćwiczenia duchowe”, które są szalenie ważne i potrzebne, musimy pamiętać, że to nie jest celem samym w sobie. Rozwój jest dobry tylko do momentu kiedy służy relacji i spotkaniu. Łatwo jednak skupić się na kolejnych pobożnościach, rekolekcjach czy duchowych podcastach. Możliwości jest tak wiele, że nie trudno zgubić to, co najważniejsze. 

Obraz windy jest też dla mnie wyrazem ogromnej tęsknoty za Bogiem. Szlachetniej, zdrowiej i bardziej trendy jest iść schodami, przypisując sobie coraz lepszą kondycję i z dumą pokonując kolejne piętra. Kiedy jednak spieszysz się do ukochanej osoby, to wskakujesz do windy i kilka razy naciskasz przycisk, żeby być pewnym, że jak najszybciej dostaniesz się na górę. Oby każdy z nas miał w sobie tę determinację spotkania. 

Ufność ponad wszystko

Chyba nie ma w chrześcijaństwie sprawy ważniejszej niż zaufanie. Mówimy o tym, że wiara polega nie na wierze w Boga, ale wierze Bogu, a ostatecznie zaufaniu, że Bóg tu i teraz działa w moim życiu. To właśnie tego kluczowego elementu zabrakło faryzeuszom za czasów Jezusa, a dzisiaj niejednokrotnie brakuje mądrym teologom i hierarchom Kościoła. Brakuje go nieustannie też nam wszystkim, którzy zanurzeni w lęku i niepewności, zaczynamy tonąć zamiast chodzić po wodzie. 

Pełna ufność, która staje się zatraceniem w Miłości, wyzwala nas z obsesyjnych kalkulacji, z ciągłych obaw o przyszłość, z lęków, które odbierają pokój. W ostatnich dniach swego życia Mała Tereska nalegała na to: „Sądzę, że my, które biegniemy drogą Miłości, nie powinnyśmy myśleć o tym, co bolesnego może nas spotkać w przyszłości, gdyż jest to brak ufności”. Jeśli znajdujemy się w rękach Ojca, który bezgranicznie nas kocha, pozostanie to prawdą, bez względu na okoliczności; będziemy mogli podążać naprzód niezależnie od tego, co się zdarzy i, w taki czy inny sposób, w naszym życiu wypełni się projekt miłości i spełnienia.

Prymat łaski nad grzechem

Mam wrażenie, że we współczesnym dyskursie Kościoła nadal dominuje narracja o grzechu, moralności, poprawności i prawie. Tak często chrześcijańskie wartości kojarzone są z hipokryzją i ludźmi, którzy może i mówią o miłości, ale w codzienności nie bardzo nią żyją. Tymczasem priorytety powinny być dokładnie odwrotne: Swoimi słowami i osobistą drogą życia [Tereska] pokazuje, że chociaż wszystkie nauki i normy Kościoła mają swoje znaczenie, swoją wartość, swoje światło, niektóre z nich są pilniejsze i bardziej konstytutywne dla życia chrześcijańskiego. To właśnie tam Teresa skoncentrowała swoje spojrzenie i serce.

Teresa jest świadoma dramatu grzechu, chociaż widzimy ją zawsze zanurzoną w tajemnicy Chrystusa, pewną, że „gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” ( Rz 5, 20). Grzech świata jest potężny, ale nie nieskończony. Natomiast miłosierna miłość Odkupiciela, owszem, jest nieskończona. Mała Tereska jest świadkiem ostatecznego zwycięstwa Jezusa nad wszelkimi siłami zła, które dokonało się poprzez Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Poruszana ufnością, odważy się prosić: „Jezu, spraw, żebym zbawiła wiele dusz, żeby dziś nie potępiła się ani jedna dusza”.

Być miłością w sercu Kościoła

Mała Tereska, szukając swego powołania i pragnąć ciągle więcej niż znajdowała, ostatecznie zakrzyknęła: „W Sercu Kościoła, mojej Matki, będę Miłością!… W ten sposób będę wszystkim… W ten sposób moje marzenie zostanie spełnione!!!”. Zawsze inspirowała mnie tymi słowami do przeciwstawiania się powszechnemu przekonaniu, że nie można mieć wszystkiego. Czasem można, a  czasem nawet trzeba. Bóg czeka na wielkie marzenia! Kluczem jednak do otrzymania wszystkiego jest paradoksalnie nieoczekiwanie niczego i pokorne stawianie się na ostatnim miejscu. Bycie w sercu Kościoła to nie zaszczyty i blichtr, ale wręcz przeciwnie: Nie jest to serce Kościoła triumfującego, jest to serce Kościoła kochającego, pokornego i miłosiernego. Mała Tereska nigdy nie stawia siebie ponad innymi, ale na ostatnim miejscu wraz z Synem Bożym, który dla nas stał się sługą i uniżył samego siebie, stając się posłusznym aż do śmierci na krzyżu (por. Flp 2, 7-8). Takie odkrycie serca Kościoła jest wielkim światłem także dla nas dzisiaj, abyśmy nie gorszyli się ograniczeniami i słabościami instytucji kościelnej, naznaczonej ciemnością i grzechami, i abyśmy weszli w serce płonące miłością, które zostało rozpalone w dniu Pięćdziesiątnicy przez dar Ducha Świętego. Jest to serce, którego ogień jest nadal rozpalany przez każdy nasz akt miłosierdzia. „Ja będę miłością”: jest to radykalna opcja Małej Tereski, jej ostateczna synteza, jej najbardziej osobista duchowa tożsamość.

Na koniec podsumowanie od samego Franciszka 🙂

W czasie, który zachęca nas do zamykania się we własnych sprawach, Mała Tereska ukazuje nam piękno uczynienia z życia daru.

W chwili, w której dominują potrzeby najbardziej powierzchowne, jest ona świadkiem ewangelicznego radykalizmu.

W czasie indywidualizmu, pozwala nam odkryć wartość miłości, która staje się wstawiennictwem.

W chwili, gdy ludzie mają obsesję na punkcie wielkości i nowych form władzy, ona wskazuje nam drogę małości.

W czasie, w którym odrzucanych jest wiele istot ludzkich, ona uczy nas piękna troski, podejmowania odpowiedzialności za innych.

W chwili powikłań, ona może pomóc nam odkryć na nowo prostotę, absolutny prymat miłości, zaufania i powierzenia się Bogu, przezwyciężając legalistyczną i etyczną logikę, która wypełnia życie chrześcijańskie obowiązkami i nakazami oraz zamraża radość Ewangelii.

W czasie wycofania i zamknięcia, Mała Tereska zaprasza nas do wyjścia misyjnego, pociągniętych atrakcyjnością Jezusa Chrystusa i Ewangelii.

 

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑