Blog Ewy Bartosiewicz

Miesiąc: lipiec 2022

Nic już nie jest takie samo

Jedną z moich ulubionych scen z serialu The Chosen (no dobra, muszę przyznać, że co druga jest ulubiona 😉 ), jest scena przedstawiająca cud w Kanie Galilejskiej. W serialu pokazane jest jak w czasie kiedy Jezus dokonuje swojego pierwszego cudu przemiany wody w wino, Tadeusz tłumaczy czym różni się sztuka pracy w żelazie od pracy w kamieniu. Kowal, gdy uzna, że coś nie podoba mu się w wykonywanej podkowie, może włożyć ją z powrotem do ognia i znowu ma pełną wolność w nadaniu mu odpowiedniego kształtu. Inaczej jest z kamieniem. Gdy wykonasz pierwsze nacięcie w kamieniu, nie ma już odwrotu. Prowadzi Cię to do serii decyzji, kolejnych ruchów dłuta i ostatecznie nic już nie będzie takie samo. 

Z jednej strony w naszym życiu pojawią się kolejne okazje i zwroty, nigdy nie jest za późno na zmianę. W księdze Jeremiasza Bóg sam o sobie mówi, że jest jak garncarz – cały czas się rozwijamy i On nasze życie może ulepić na nowo. Są jednak takie momenty, które odciskają trwałe piętno na naszej duszy i jednym z nich dla wielu osób są rekolekcje ignacjańskie. Kilka dni milczenia w Bożej obecności sprawia, że Bóg powoli nacina kamień naszego serca. To nie znaczy, że nie będziemy wracać do starych błędów, a nasze życie będzie odtąd pasmem sukcesów i nieustannego duchowego wzrostu, ale jednak czujemy, że od tego momentu nic nie będzie już takie samo.

Wielką łaską jest dla mnie to, że mogłam we wspomnienie św. Ignacego zakończyć kolejną edycję rekolekcji fotograficznych. Nie są one co prawda stricte rekolekcjami ignacjańskimi, ale przyświeca im duch szukania i znajdowania Boga we wszystkim, a przez swoją kreatywną formę pozwalają pokonać długą drogę z głowy do serca i uczą patrzeć na rzeczywistość oczami Jezusa. Aparat na tych rekolekcjach staje się narzędziem odkrywania znaków Jego obecności i schodzenia w głąb siebie. To wielki zaszczyt być świadkiem tego jak Bóg precyzyjne operuje dłutem i przemienia zwykłą wodę ludzkiego doświadczenia w najlepsze wino wypełnione Bożą Miłością. Dzisiaj z całą ignacjańską rodziną świętowałam tego, który pierwszy pozwolił się ukształtować Duchowi na drodze Ćwiczeń Duchowych i z wdzięcznością patrzę na moją własną drogę rekolekcyjną. Wino też było 😉  

 

Noc jak dzień zajaśnieje

W pierwszym dniu stworzenia Bóg oddzielił dzień od nocy. Światłość zajaśniała pośród ciemności i odtąd już wszystko co mroczne zostało przeniknięte przez blask Najwyższego. Ostatnio świat obiegły zdjęcia z teleskopu Webba i budzą zachwyt nie tylko tych, którzy rozumieją jak wielki krok dla astronomii został postawiony, ale też dla tych, którzy po prostu wrażliwi są na piękno. To, co mnie w nich zachwyca, to właśnie jasność, która sprawia, że odległy kosmos nie jest już czarną plamą z nielicznymi małymi światełkami, ale malowniczym pejzażem rozświetlonym milionem barw.

Ostatnio w ramach pokuty dostałam modlitwę psalmem 139. Zazwyczaj zatrzymywałam się na jego początku i tkaniu przez Boga naszych istnień, ale tym razem zwróciłam uwagę właśnie na wersety o ciemności.

„Sama ciemność nie będzie ciemna dla Ciebie, a noc jak dzień zajaśnieje: mrok jest dla Ciebie jak światło.”

 Uświadomiłam sobie nagle, że noc i dzień wcale ze sobą nie walczą. Tam, gdzie pojawia się światło, tam ciemność momentalnie ustępuje miejsca, bo przecież ciemność tak naprawdę nie istnieje – jest brakiem światła, tak jak zimno jest brakiem ciepła, zło jest brakiem dobra, a śmierć brakiem życia. Może więc nie warto zajmować się tym co nie istnieje, by nasze siły wykorzystać na pielęgnowanie tego, co prawdziwe?

Mam w tym tygodniu przyjemność towarzyszyć pięknym ludziom w pięknej drodze duchowej. To rodzice z małymi dziećmi, którzy postanowili w wakacje dać przestrzeń Panu Bogu na rekolekcjach ignacjańskich dla rodzin i widać tego niesamowite owoce. W malowniczych Gorcach, w małej prowizorycznej kapliczce, wśród (czasami) krzyków dzieci, które nie chcą położyć się spać, na ołtarzu przez 2h czeka Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie. Stoi pośród dziesiątek małych tealightów, które swoimi światełkami podkreślają Jego Światło. Można przy Nim odpocząć, ogrzać się, przytulić do Jego Serca. Choćby była ciemna noc, tam jest zawsze jasno jak w samo południe.    

Pan Bóg nie ma wakacji

„Nie ma wakacji od Pana Boga”. Musiałam kilkukrotnie w swoim życiu usłyszeć te słowa, bo nadal powodują we mnie jakieś dziwne uczucia. To zdanie miało być ostrzeżeniem. Miało sprawić, że nie przyjdzie mi do głowy opuszczenie się w religijnych praktykach, mimo, że od wszystkiego innego przysługiwał zasłużony odpoczynek. Bóg, od którego nie ma wakacji, to tyran, przed którym nie ma ucieczki, który wszędzie mnie znajdzie i skrzętnie wyliczy każdą opuszczoną Mszę i modlitwę. To bóg, który ciągle kontroluje i nie daje ani chwili wytchnienia. Trzeba przed nim być doskonałym, zawsze przygotowanym i nienagannym. Jakie to szczęście, że ten bóg nie istnieje!

Dzisiaj wiem, że jest dokładnie odwrotnie. To Pan Bóg nigdy nie ma ode mnie wakacji. Zawsze jest obok, bez względu na to czy o Nim myślę, czy Go wychwalam, czy grzeszę, czy się bawię, czy się modlę, czy pracuję, czy odpoczywam… On zawsze kocha mnie dokładnie tak samo i jak najlepszy rodzic czuwa całą dobę, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. Czasem tęskni za wspólnymi chwilami, czasem z żalem patrzy jak podejmuję niewłaściwe decyzje, ale do niczego nie zmusza. Zaprasza w wolności do pełni życia.

W tym roku, planując wakacje (i przedwakacje) nie zastosowałam się do jednej z najważniejszych reguł, którą sama powtarzałam, prowadząc kilkanaście lat temu szkolenia z zarządzania czasem: nie sztuką jest zaplanować co będę robić, ale zaplanować odpowiednie przestrzenie pomiędzy. Mój plan, w zasadzie od początku czerwca, jest jednym wielkim maratonem, gdzie między jednym wyjazdem a drugim mam często pół dnia na zrobienie prania i przepakowanie się. Gorzej jak okazuje się, że samolot spóźnia się o 1,5h, a w domu nie ma wody, bo właśnie remontują piony… Tym bardziej nie ma kiedy o tym wszystkim napisać i, co ważniejsze, pozwolić, by wszystkie wydarzenia ułożyły się w sercu i po głębszej refleksji wydały odpowiednie owoce. Przez ostatnie 4 tygodnie zdążyłam już zdać kilka egzaminów, zakończyć rok szkolny, być w Danii, w Irlandii, w Trójmieście, w Białymstoku i współprowadzić skupienie weekendowe w Falenicy. Nie zdążyłam natomiast usiąść spokojnie z Jezusem i pokontemplować, zachwycić się życiem, popatrzeć w niebo, nie myśleć o niczym, po prostu być… Kolejne wyjazdy (skądinąd fantastyczne!) jeszcze przede mną i w całym pośpiechu wakacyjnym chcę się przede wszystkim ucieszyć, że bez względu na wszystko, On jest i nie zrobił sobie ode mnie wakacji.

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑