Blog Ewy Bartosiewicz

Miesiąc: sierpień 2022

Dekalog człowieka w drodze do wieczności

Porównanie życia do drogi nie jest specjalnie odkrywcze, ale wydaje się jakoś samo nasuwać w czasie wakacyjnym, kiedy więcej podróżujemy i częściej zdarza nam się pakować walizki. Przypomniała mi też o tym ostatnio Maryja. W parafii moich Rodziców na placu przed kościołem stoi figurka Matki Bożej udającej się z Nazaretu w góry do Elżbiety. Rzeźba przedstawia ją w zupełnie nietypowej pozycji, bo biegnącej. Postanowiłam więc spisać kilka wskazówek na naszą życiową wędrówkę. Nie dlatego, że już tę drogę przeszłam i dzielę się swoją mądrością, ale dlatego, że sama jestem na zakręcie i mi samej są dzisiaj bardzo potrzebne.

W naszej życiowej pielgrzymce ważne jest oczywiście to jaką ścieżkę obierzemy. Warto zatroszczyć się o mapę i kompas, a na trudniejszy czas też przewodnika, który oceni z innej perspektywy jakie zagrożenia i szanse niosą ze sobą kolejne nasze zakręty. Nie ma co jednak kurczowo trzymać się wyznaczonego wcześniej szlaku, bo to odbiera radość życia i spontaniczność, a lęk przed pomyłką rodzi frustrację starszego syna, który co prawda nigdy nie przekroczył żadnej zasady, ale za to całkowicie stracił z oczu to, co ważne. Oczywiście pewne skrzyżowania są ważniejsze od innych, a niektórych dróg już nie da się zawrócić, ale dla Pana Boga nie ma murów, których nie dałoby się przejść i rzek, których nie dałoby się przepłynąć. Mogą nas też nachodzić wątpliwości czy przypadkiem gdzieś po drodze nie zgubiliśmy szlaku. Szczególnie jeśli ścieżka zaczyna być wąska i kręta, możemy żałować, że nie poszliśmy za tłumem szeroką autostradą, ale przecież w głębi serca będziemy wiedzieć, że to by się ostatecznie źle skończyło. Jeśli nie wiemy gdzie dalej iść, warto wtedy wrócić do ostatniego widzianego drogowskazu.

1. Nie bój się podejmować decyzji i ruszać w nieznane.

2. Kiedy nie wiesz co robić, trzymaj się tego, co usłyszałeś od Boga w ostatnim czasie pocieszenia.

3. Rozmawiaj z Jezusem o swoich wątpliwościach. 

Każdy z nas w życiu dźwiga jakieś nieuniknione cierpienia. Chyba najgorszym co może spotkać nas na szlaku, to porównywanie się z tymi, którzy idą obok nas. Widząc kogoś z leciutkim bagażem, biegnącego w skowronkach naprzód, możemy zamknąć się w zazdrości i karmić się złudzeniem, że gdyby tylko nam ktoś odjął ciężaru, to wszystko by się pięknie ułożyło. Patrząc z kolei na kogoś, kogo ciężar przygniata do ziemi, możemy wpaść w poczucie winy, bo przecież jednak ten nasz plecak to nic w porównaniu z tym, co innym przychodzi dźwigać. W obu przypadkach odbieramy sobie szansę na to, by zachwycić się zapachem sosen, śpiewem kosa i widokiem zapierającym dech w piersiach.

4. Dźwigaj z godnością to, co w danym momencie niesiesz, pamiętając że Bóg zatroszczy się o Twoje siły.

5. Chłoń codziennie nawet najdrobniejsze oznaki życia na szlaku.

6. Nie oglądaj się na innych, chyba, że chcesz im towarzyszyć w ich drodze.

Są jednak takie bagaże, które zależą od nas samych. Każdy kto wybierał się na dłuższą wyprawę z plecakiem wie, że najlepiej zabrać ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Zauważam, że z wiekiem coraz trudniej spakować się w małą walizkę, bo coraz więcej wydaje się być potrzebne i coraz bardziej przyzwyczajamy się do wygody. W życiu jeszcze trudniej pozbyć się zbędnego balastu, bo na pierwszy rzut oka go nie widać, ale może nam ciążyć dużo bardziej niż sobie wyobrażamy. Czasami warto się zatrzymać i zrobić remanent: pozamykać jakieś rozdziały, oddać rzeczy z szafy, zostawić stare schematy.  

7. Nie gromadź rzeczy, wrażeń i ludzi. Zadbaj o lekkość.

8. Zostaw na postoju zbędne sentymenty. Ruszaj śmiało do przodu.

Oczywiście podczas wędrówki najważniejsze jest stawianie kolejnych kroków, ale jeśli nie będziemy pamiętać o postojach, to nogi ostatecznie odmówią nam posłuszeństwa, a droga stanie się nieznośna. Lęk o to, że ktoś nas wyprzedzi i śrubowanie swojego tempa może pozbawić nas całej radości życia. A przecież tak naprawdę nigdzie nie powinno nam się spieszyć. Bez względu na wszystko codziennie zbliżamy się do naszego najważniejszego celu – wieczności. Tam czeka na nas cierpliwie dobry Bóg i nieustannie przypomina, że na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli jeszcze nie jest, to znaczy, że to nie koniec.

9. Pozawalaj sobie na odpoczynek, by droga była radością.

10. Nie trać z oczu celu.

Dzisiaj zaczynam swoje rekolekcje. To jeden z najpiękniejszych corocznych postojów na trasie do wieczności. Trochę przedsmak Nieba 😊 Obiecuję i o Was pamiętać!

Grease i szklane sufity

Na początku tygodnia świat obiegła wiadomość o śmierci Olivii Newton-John po wieloletniej walce z rakiem. Dowiedziałam się, że to nie tylko utalentowana aktorka i piosenkarka lat ’70, ale też prężna działaczka, która do końca z wielkim oddaniem angażowała się w profilaktykę nowotworową i ochronę środowiska, za co była wielokrotnie nagradzana. Jej fani, przyjaciele i rodzina żegnali ją z wielkim smutkiem, podkreślając jak wielu osobom dawała nadzieję i podtrzymywała na duchu.  

Z okazji uczczenia życia Olivii udało mi się po co najmniej kilkunastu latach zobaczyć znowu film Grease. Dzisiaj mam wrażenie, że z jednej strony pokazuje rzeczywistość tak różną od tego, co mamy teraz, a z drugiej strony udowadnia, że pewne rzeczy pozostają niezmienne i są częścią ludzkiej natury od wieków. Ponadczasowa wydaje się skłonność do tego by przybierać różne maski, próbując przypodobać się innym. Wraz z postępem techniki chyba coraz więcej osób sięga po cyfrowe filtry, które jak za dotknięciem różdżki zmienią ich w królewny albo księcia z bajki. Grease może nie powala wartkością akcji i głębokością przesłania, ale pokazuje jakąś prawdę o tym, że ostatecznie najważniejszym jest być sobą i nikogo przed nikim nie udawać, ale jednocześnie potrafić wyjść naprzeciw osobom, na którym nam zależy. Tak właśnie odczytuję zamykającą scenę, w której Danny pozwala sobie na założenie obciachowego sweterka, nie zważając na kolegów, a Sandy decyduje się wyjść poza swój bezpieczny świat, wkładając kultowe czarne wdzianko. Nie łatwo jest uchwycić tę subtelną granicę między przypodobywaniem się innym, a zmianą dokonaną ze względu na miłość (nie tylko tą romantyczną!), a jednak wydaje się to kluczowe w budowaniu trwałych relacji. Pierwsza droga spowoduje, że wyrzekając się siebie, ostatecznie stracimy radość życia, a druga zapewni, że stając się najlepszymi wersjami siebie, będziemy się coraz doskonalej uzupełniać. Warto więc zawalczyć o właściwy kierunek. 

W lipcu miałam okazję przy współpracy z jezuitami poprowadzić rekolekcje i skupienie weekendowe. Doświadczyłam tam niesamowitego działania Pana Boga i cieszyłam się z pięknych owoców tego czasu. Zaskoczyło mnie jednak to, co przy okazji usłyszałam od kilku kobiet. Dziękowały mi one za świadectwo bycia kobietą zarazem silną i delikatną (nie mam pojęcia skąd taka diagnoza po kilku wygłoszonych konferencjach ;)) oraz za to, że słyszalny był mój głos jako kobiety w Kościele. Dziś wróciły do mnie te słowa, kiedy czytałam o Olivii Newton-John, przecierającej szlaki kobietom w muzyce. W Kościele jeszcze tak wiele szklanych sufitów czeka na przebicie i jest we mnie wiele wdzięczności za to, że nie raz dostałam przestrzeń do tego, by w tym procesie uczestniczyć. Jestem przekonana, że najpiękniejsze rzeczy powstają gdy działamy razem, uzupełniając się wzajemnie w różnorodności, więc oby dobrej współpracy coraz więcej! 

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑