Blog Ewy Bartosiewicz

Miesiąc: grudzień 2022

Święta, święta i… oktawa!

Nie macie czasem wrażenia, że dajemy się wciągnąć w filozofię życiową, w której dużo ważniejsze jest przygotowanie, niż to, na co tak naprawdę czekamy? W przypadku Bożego Narodzenia widać to chyba najdobitniej, bo nie dość, że przed świętami jesteśmy zalewani kolędowo-prezentową mieszanką, to jeszcze główne świętowanie przypada nam w Polsce na Wigilię, czyli jednak coś „przed”. Duchowo też dużo więcej energii wkładamy często w Adwent i Wielki Post niż Boże Narodzenie i Wielkanoc. Potem już nie mamy siły na świętowanie i z przerażającą nagłością wracamy do szarej codzienności. Święta, święta i…

Opanowaliśmy do perfekcji uciekanie od tego co naprawdę ważne. Nieustannie myślimy o tym co przed nami, żeby tylko nie być tu i teraz, nie spotkać się z rzeczywistością, nie spojrzeć Bogu prosto w oczy. Dlatego tak cenne są spotkania z bliskimi, podczas których czas inaczej płynie, kiedy zapominamy o planowaniu, układaniu, odhaczaniu zadań. Jesteśmy cali w danej chwili, ciekawi drugiego człowieka, skupieni tylko na nim. Tym jest też prawdziwa modlitwa: zatopieniem się w obecność… Nie wiem jak Wy, ale ja niezwykle rzadko mam okazję doświadczyć takiego wewnętrznego pokoju. Potrzeba na to przestrzeni, która najpełniej otwiera się na rekolekcjach w milczeniu, ale jestem przekonana, że trzeba o nią zawalczyć też w codzienności.

Kościół w taki sposób rozplanował rok liturgiczny, żeby święta nie mijały błyskiem, ale żeby był czas na kontemplację. Przez 8 dni rozważamy dokładnie tę samą tajemnicę i zatrzymujemy się, pozwalając sobie na pełne zdumienie nad tym, że Bóg zechciał stać się człowiekiem. I nic temu nie przeszkadza męczeństwo Szczepana i bieg do pustego grobu po zmartwychwstaniu… Tajemnica Bożego Wcielenia to nie tylko żłóbek i stajenka, ale wszystko, co wpisuje się w plan zbawienia.

Jeśli właśnie uświadomiliście sobie, że Boże Narodzenie przeminęło nie wiadomo kiedy, mam dla Was dobrą nowinę – jeszcze nie jest za późno, żeby się zatrzymać i zadziwić. Życzę Wam i sobie na te najbliższe dni i cały nadchodzący rok, jak najwięcej spotkań z Bogiem i człowiekiem, w których czas stanie w miejscu i przeniknie nas promień nieskończoności, prawdziwa obecność pośród codziennego pędu świata.

Bóg w codzienności i od święta

Słyszałam ostatnio na kazaniu trafne obrazowe porównanie – światła świecy i fajerwerków. Nasza duchowość często sprowadza się do szukania efektownych doznań, płomiennych kazań, wzruszających rekolekcji, które mogą rozświetlić coś z wielką mocą, ale wypalają się równie szybko. Światło świecy nie robi takiego wrażenia, ale oświetla naszą drogę stabilnie i trwale. To codzienna choćby krótka modlitwa, sakramenty, Eucharystia, czytanie Słowa… Bóg wsącza się powoli w nasze życie i zaczyna je przenikać, choćbyśmy tego nie zauważali. Wtedy każda chwila może stać się momentem osobistego spotkania z Tajemnicą i zaczynamy dostrzegać wszechobecne oznaki miłości, które kieruje do nas Stwórca. Te małe płomyczki płoną raz mocniej, raz słabiej, ale nie dopuszczają do tego, by w naszym sercu zagościła całkowita ciemność. 

W pierwszym odcinku 3 sezonu The Chosen widzimy Jana Chrzciciela w ciemnym więzieniu. Mimo zewnętrznie trudnych warunków, możemy obserwować jego serce pełne Bożego światła, dla którego kraty nic nie znaczą. On nie tylko umie czytać znaki, ale też umie odnajdywać Boga w każdym położeniu, a to potrafi tylko ten, kto ma z Nim bezpośrednią relację. Jan w więzieniu rozmawia z Andrzejem  i mówi mu: „W tym, co Jezus powiedział tysiącom ludzi, było coś bezpośrednio dla Ciebie”. To jest niezwykła prawda o Słowie, które nie tylko mówi co innego do każdego z nas, ale też nam samym potrafi pokazywać bardzo różne prawdy w zależności od naszej życiowej sytuacji i stanu ducha. Bóg prowadzi nas drogą, która jest całkowicie indywidualna, niepodobna do żadnej innej. 

Zaczynamy dziś bezpośredni czas przygotowania do Bożego Narodzenia. Zgłębiać będziemy tajemnicę planu zbawienia, który nie zaczął się w momencie urodzenia Jezusa, zwiastowania Maryi ani nawet powołania Abrahama. Ten plan wykonuje się konsekwentnie od samego początku, kiedy Bóg stwarzając świat i człowieka, obiecał, że nigdy go nie opuści. Nasza mała droga nie jest oderwana od tego planu, ale jest jego niezbędną częścią. Skoro pojawiliśmy się na tym świecie, to znaczy, że mamy w tym planie swój znaczący udział – Bóg nie stworza nic co byłoby bez znaczenia! Pozwólmy Mu przenikać nasze życie nie tylko od święta, ale właśnie szczególnie w szarej, z pozoru nie efektownej, rzeczywistości.

 

Różnorodność siłą Kościoła

Dzisiaj czytaliśmy jedną z moich ulubionych adwentowych Ewangelii. Jezus mówi w niej: „Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”. Ten fragment pokazuje nam wiele rzeczy. Z jednej strony to, że nie warto próbować zadowolić wszystkich, bo jest to z góry skazane na porażkę. Cokolwiek nie zrobimy, dla jednych będzie to doskonałe posunięcie, a dla innych zdrada wartości i ideałów. Ważne żebyśmy pozostali wierni swojemu sumieniu i głosowi Ducha Świętego na modlitwie. Z drugiej strony przykład Jana i Jezusa upewniają nas w tym, że Bóg nigdy nie wymaga od nas jednolitości i stworzył nas tak różnorodnymi, by to było naszą siłą, żebyśmy się  wzajemnie uzupełniali. Nie mamy się do nikogo upodabniać, ale żyć tym, co Bóg złożył głęboko w naszym sercu. Być po prostu sobą.

Dzisiejsze Słowo zgrało się ładnie z fragmentem książki „Jezus z Nazaretu” Josepha Ratzingera, który czytałam na studia. Benedykt XVI opisuje w nim to, z jak różnych środowisk pochodzili Apostołowie i jak mogło to wpływać na wzajemne relacje w tworzącym się Kościele. Doskonale widoczne jest to w niektórych odcinkach serialu The Chosen, kiedy dyskusje przeradzają się w zażarte kłótnie wokół przeszłości i podejścia do misji. Burzyć to może nasze wyidealizowane wyobrażenie o uczniach Jezusa, którzy perfekcyjnie zgodni zawsze wspólnym duchem wprowadzali w czyn nauczanie Jezusa. Tymczasem wystarczy spojrzeć na historie Mateusza celnika i Szymona zeloty, by zobaczyć jak bardzo wybuchowa mieszanka tworzyła najbliższe grono Chrystusa.

Kościół dzisiaj wydaje się być co najmniej tak barwny i różnorodny jak pierwsi uczniowie. Wiele osób jest zdezorientowanych i nie mogą pojąć jak olbrzymia rozpiętość poglądów i wrażliwości mieści się między różnymi skrzydłami, zarówno wśród wiernych świeckich, jak i hierarchów. Z tej samej Ewangelii i Tradycji Kościoła potrafimy wyciągać skrajnie różne wnioski i modele życia, podobnie jak za czasów Jezusa uczniowie w różny sposób interpretowali zapisy Starego Testamentu. Podobnie jak Jan Chrzciciel i Jezus posłani byli do zupełnie innego rodzaju głoszenia, choć realizowali tę samą misję. Ta różnorodność nie tylko jest potrzebna, ale i konieczna, żebyśmy nie zamknęli się w naszym pojmowaniu Boga i religii, ale by postawy innych otwierały nas na nowe drogi i działanie Ducha Świętego. To właśnie ci, którzy myślą i działają inaczej, prowokują nas do podważania naszych własnych przekonań i ciągłego poszukiwania prawdy. Uczyńmy z tej różnorodności siłę!

Czas światła i ciemności

Lubię Adwent, bo ma swój unikalny klimat tajemnicy, oczekiwania i nadziei. Szczególnie jednak przemawia do mnie symbolika światła. Zmierzając o świcie na roraty z moim lampionem, myślę o tym, że kolejny dzień jest szansą na rozjaśnienie tego, co ukrywa się w zakamarkach ciemności, ale w tym roku chyba szczególnie uczę się odnajdywać Boga właśnie w tym co jeszcze niejasne. Gdyby zabrakło cienia, to nasze życie byłoby nieznośnie prześwietlone. Możemy jednak przeżywać całą gamę różnych barw dzięki temu, że światła jest dokładnie tyle ile trzeba. Nie zawsze dane jest nam iść w pełnym słońcu, ogrzewając się jego promieniami, chłonąc witaminę D, uśmiechając się do życia. Nasza wędrówka prowadzi też czasem przez śnieżne zamiecie, ciemne uliczki, strome zbocza i niebezpieczne wąwozy. To jednak w tych drugich okolicznościach wzrasta nasza wiara, sprawdza się zaufanie, kształtuje się nasz charakter i hartuje duch. Adwent jest dobrym czasem, by uświadomić sobie, że noc i dzień są nieodłącznymi elementami życia. Bóg jest w nich tak samo obecny i nie znika, kiedy zgaśnie światło.

Warto też zauważyć, że ciemność tak naprawdę nie istnieje, a jest jedynie brakiem światła. Dlatego też im większy mrok, tylko mniejszy płomień wystarczy, by oświetlić drogę przed nami.  Czasami dobre słowo, uśmiech, czy miły gest wystarczą,  by przemienić czyjś dzień. Czasami to, co dla nas jest nic nie znaczącym podzieleniem się pokonaną trudnością, może być dla kogoś ogromną inspiracją. Wysłuchanie przyjaciela może być na wagę złota, a kilka minut modlitwy w drodze do pracy może otworzyć Panu Bogu przestrzeń do przemiany naszego życia. Cuda zaczynają się od małych promieni nadziei, które przenikają przez naszą codzienność. Nie inaczej było w czasach oczekiwania na Mesjasza i nie inaczej będzie jutro, kiedy znowu przygotowywać się będziemy na jego powtórne przyjście.  Maranatha!

Jak mawiał Konfucjusz: Spróbuj zapalić maleńką świeczkę zamiast przeklinać ciemność. A już najlepiej lampion na roraty 🙂

p.s. Chciałabym w tym miejscu podziękować dominikanom za to, że ratują honor polskiego Kościoła i jako jedyni (ze znanych mi parafii) organizują roraty dla dorosłych, a nie dla dzieci 😉 

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑