Dzisiaj czytaliśmy jedną z moich ulubionych adwentowych Ewangelii. Jezus mówi w niej: „Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”. Ten fragment pokazuje nam wiele rzeczy. Z jednej strony to, że nie warto próbować zadowolić wszystkich, bo jest to z góry skazane na porażkę. Cokolwiek nie zrobimy, dla jednych będzie to doskonałe posunięcie, a dla innych zdrada wartości i ideałów. Ważne żebyśmy pozostali wierni swojemu sumieniu i głosowi Ducha Świętego na modlitwie. Z drugiej strony przykład Jana i Jezusa upewniają nas w tym, że Bóg nigdy nie wymaga od nas jednolitości i stworzył nas tak różnorodnymi, by to było naszą siłą, żebyśmy się  wzajemnie uzupełniali. Nie mamy się do nikogo upodabniać, ale żyć tym, co Bóg złożył głęboko w naszym sercu. Być po prostu sobą.

Dzisiejsze Słowo zgrało się ładnie z fragmentem książki „Jezus z Nazaretu” Josepha Ratzingera, który czytałam na studia. Benedykt XVI opisuje w nim to, z jak różnych środowisk pochodzili Apostołowie i jak mogło to wpływać na wzajemne relacje w tworzącym się Kościele. Doskonale widoczne jest to w niektórych odcinkach serialu The Chosen, kiedy dyskusje przeradzają się w zażarte kłótnie wokół przeszłości i podejścia do misji. Burzyć to może nasze wyidealizowane wyobrażenie o uczniach Jezusa, którzy perfekcyjnie zgodni zawsze wspólnym duchem wprowadzali w czyn nauczanie Jezusa. Tymczasem wystarczy spojrzeć na historie Mateusza celnika i Szymona zeloty, by zobaczyć jak bardzo wybuchowa mieszanka tworzyła najbliższe grono Chrystusa.

Kościół dzisiaj wydaje się być co najmniej tak barwny i różnorodny jak pierwsi uczniowie. Wiele osób jest zdezorientowanych i nie mogą pojąć jak olbrzymia rozpiętość poglądów i wrażliwości mieści się między różnymi skrzydłami, zarówno wśród wiernych świeckich, jak i hierarchów. Z tej samej Ewangelii i Tradycji Kościoła potrafimy wyciągać skrajnie różne wnioski i modele życia, podobnie jak za czasów Jezusa uczniowie w różny sposób interpretowali zapisy Starego Testamentu. Podobnie jak Jan Chrzciciel i Jezus posłani byli do zupełnie innego rodzaju głoszenia, choć realizowali tę samą misję. Ta różnorodność nie tylko jest potrzebna, ale i konieczna, żebyśmy nie zamknęli się w naszym pojmowaniu Boga i religii, ale by postawy innych otwierały nas na nowe drogi i działanie Ducha Świętego. To właśnie ci, którzy myślą i działają inaczej, prowokują nas do podważania naszych własnych przekonań i ciągłego poszukiwania prawdy. Uczyńmy z tej różnorodności siłę!