Czas szybko mija w wakacje, szczególnie jeśli w planach jest mnóstwo wspaniałych spotkań ze wspaniałymi ludźmi. Przez ostatnie 3 tygodnie spłynęło na mnie, nawet nie morze, ale cały ocean dobra, wsparcia i miłości, za które jestem ogromnie wdzięczna. Wśród nich nie mogę nie wspomnieć wiadomości od dwóch moich byłych uczniów z Gdyni, którzy sprawili mi ogromną radość wspominając lekcje religii, które w moich oczach wydawały się kompletną katastrofą, a jednak kogoś do Pana Boga przyprowadziły. Niesamowite jak niedoskonałymi narzędziami posługuje się Ten, który sam jest Najdoskonalszy!

Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami piosenką, która przez ostatnie pół roku była dla mnie przewodnikiem po nowych ścieżkach. To ona przygotowywała mnie na trudne decyzje i do dziś sprawia, że wobec rzeczywistości staję z ogromną wdzięcznością, bez żalu i frustracji. Wprost nie ma w niej nic o Jezusie, ale to zupełnie nic nie szkodzi. O innej piosence tego zespołu pisał zresztą wczoraj Dominik Dubiel SJ.

I to zapiera dech, że jest coś, a nie nic.
Gdy budzisz się to nadal jesteś Ty
I to zapiera dech, że obok ciebie jest ktoś
I że mogło być nic… A jest wszystko…

Jest w tym coś niesamowitego, że przecież nie ma nic, co  by się nam zawsze należało, co zawsze będzie i czego nigdy nie stracimy. Naprawdę mogło być nic! Kiedy człowiek sobie to uświadomi, to przekroczy bardzo ważną granicę w życiu, która biegnie nieubłaganie między narzekaniem na brak a wdzięcznością za zasób. To zupełna podstawa.

Kolejny krok idzie dalej i sprawia, że nie tylko dostrzegamy to, co mamy, a mniej skupiamy się na tym, czego nie ma, ale też zauważamy, że to naprawdę wszystko czego nam potrzeba. Bogu się nasza rzeczywistość nie wymknęła spod kontroli, On w szczegółach dba o to, żeby ostatecznie to, co nas spotyka, doprowadziło nas do świętości. Myśl o tym, że już dziś, tu i teraz, mamy wszystko jest bardzo uwalniająca!

Ale są jeszcze dwie inne mądrości w tym refrenie. Bez względu na to jak bardzo fundamenty naszego życia się zatrzęsły, bez względu na to, co się wydarzyło, co straciliśmy, co zyskaliśmy, co się zgubiło i co odnalazło… nadal to jesteśmy my. Do głębi naszego jestestwa, do centrum ducha i duszy. Nic nie jest w stanie tego zmienić, choćby zewnętrzne okoliczności próbowały udowodnić coś zupełnie przeciwnego. I podobnie niezmiennie obok nas jest Ktoś – Ten przed duże K; Ten, który mówi o sobie „Jestem”. Świadomość Jego obecności naprawdę zapiera dech, otwiera serce i oczy, zapewnia bezpieczeństwo, ale też niesamowicie szaloną przygodę. To właśnie dzięki Niemu, tam gdzie inni widzą nic, my możemy zobaczyć WSZYSTKO.

p.s. A to jeszcze tutaj zostawię…  bez komentarza…