Czytania z ostatniego tygodnia roku liturgicznego mogą budzić nieprzyjemne uczucia. Wszak czytamy o tym, że powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu, będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie… A jednak ostatecznie mają prowadzić nas ku nadziei, bo Jezus powie: „A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. Wydaje się, że tej lekcji z Bożej logiki raczej nie odrobiliśmy, bo kiedy dzieją się rzeczy straszne – czy to na świecie czy w naszym osobistym życiu – rzadko chyba myślimy o tym, że to dobra nowina.

W zeszłym miesiącu zakończył się w Rzymie Synod o sonydalności. Komentujący od lewa do prawa zarzucają mu zarówno to, że wywraca Kościół do góry nogami jak i to, że zupełnie nic nie zmienia, a przecież powinien. Mam przekonanie, że to bardzo dobrze świadczy o tym, co się na tym Synodzie zadziało. W tym temacie polecam Wam doskonałe dwie rozmowy w ramach Podcastu Jezuickiego z Michałem Kłosowskim i Julią Osęką. Absolutnie urzekły mnie słowa Julii (najmłodszej uczestniczki Synodu), które nieco podsumowują jej wrażenia po tym czasie: „Myślałam, że ja przyjeżdżam z moją perspektywą osoby młodej, a biskupi i kardynałowie przyjeżdżają ze swoją perspektywą. Bardzo się myliłam! Rozmowy w mojej grupie (dotyczącej misji i roli kobiet) napełniły mnie taką nadzieją, że nie wiedziałam, że można mieć taką nadzieję i taką radość z tych rozmów”. Później Łukasz nazwał to jeszcze dobitniej „turbo nadzieją”, co z przyjemnością zabieram do mojego słownika. Julia mówiła też o tym, że podstawą wszystkich spotkań w grupach było wzajemne słuchanie i próba zrozumienia innej perspektywy drugiego. Mam wrażenie, że jest to nam teraz niezwykle potrzebne zarówno w Kościele, jak i ogólnie w społeczeństwie. Jakiś czas temu, jeszcze przed wyborami, odkryłam, że istnieje coś takiego jak Polski Dialog, gdzie można umówić się na spotkanie z kimś kto ma odmienne poglądy na daną sprawę i porozmawiać w atmosferze wzajemności o tym jak każda ze stron ją widzi. Wydaje mi się to genialnym pomysłem i w jakiś sposób odpowiedzią na ideę synodalności. Nie chodzi w niej bowiem o to, żeby koniecznie zmieniać poglądy, doktryny i prawa, ale właśnie o to, by wychylić się ze swojej bańki i poszerzyć horyzont myślenia.       

Julia w podcaście opowiada też o tym z jakim szacunkiem i otwartością traktowana była przez wszystkich uczestników Synodu i jak bardzo jej zdanie się liczyło, choć się tego nie spodziewała. Nieuchronnie przywołuje to na myśl moje osobiste doświadczenie sprzed lat, kiedy miałam ogromny zaszczyt uczestniczyć w Kapitule Generalnej Zgromadzenia Sacre Coeur w 2016 roku. Nie byłam wtedy delegatką i nie brałam udziału w samych obradach, ale zajmowałam się pomocą w zespole medialnym. Byłam tam jedną z najmłodszych sióstr, ale doświadczyłam niesamowitej życzliwości i otwartości od wszystkich delegatek, a panująca atmosfera dialogu i słuchania była obecna również poza salą plenarną i wszystkie doskonale to czułyśmy. To było doświadczenie Kościoła w absolutnie najlepszym wydaniu, gdzie Ducha Świętego można było niemal dotykać na każdym kroku. Wyobrażam sobie, że uczestnicy Synodu mieli bardzo podobne doświadczenia.

Co jednak kiedy zderzymy wydarzenia Synodu z rzeczywistością, którą jesteśmy zalewani na co dzień? Jak mamy wierzyć, że cokolwiek zmieni się w Kościele pełnym obrzydliwości, podłości, krzywdy, pychy, manipulacji, nadużycia władzy? Jedyną odpowiedzią jest paradoks krzyża – „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20). Obyśmy coraz częściej potrafili żyć tą turbo nadzieją w każdych okolicznościach naszego życia.  

Do posłuchania na ten tydzień 😉