Wczoraj przez nasz kraj przeszły kolejne fale protestów – tym razem za sprawą śmierci młodej kobiety w Pszczynie. Jakkolwiek nie jestem zwolenniczką wyroku TK sprzed roku, a za skandaliczny uważam tryb w jakim wprowadza się prawo aborcyjne w Polsce, to obawiam się, że jednak tym razem gniew skierowany w stronę prawa jest niesłuszny. Wyrok w żadnym wypadku nie zakłada, że należy za wszelką cenę ratować dziecko, nawet za cenę życia matki. Co więcej, jeśli życie matki było zagrożone, to w ogóle nie ta przesłanka, której wyrok dotyczy. Generalnie nie uważam za słuszne surowe karanie lekarzy za nieudane zabiegi, bo często robią wszystko co mogą, a to wciąż za mało by uratować życie. Za zbrodnię uważam jednak uchylanie się od swojego obowiązku, zasłaniając się wyrokiem TK, którego albo nie znają albo cynicznie wykorzystują, wiedząc jakie są wokół niego emocje. Tej śmierci pewnie można było uniknąć, a jednak znowu zaczyna wrzeć wokół legalizacji aborcji i tego czy damy prawo do życia też temu dziecku, które rozwija się w łonie matki.

Tymczasem na polskiej granicy tysiące ludzi tułają się po lesie przepychani z jednej strony granicy na drugą, nie mogąc znaleźć schronienia, jedzenia i opieki medycznej. Ich życie też jest w niebezpieczeństwie, a Polska, łamiąc wszelkie międzynarodowe prawa humanitarne, zasłaniając się Łukaszenką i obroną kraju, przykłada rękę do kolejnych zbrodni.

Uderzyło mnie jak wiele wspólnego mają ze sobą te dwa spory po obu stronach politycznej i ideologicznej barykady. Oba tak naprawdę toczą się wokół tego czy ten obcy, inny, który nieoczekiwanie pojawił się w moim życiu, ma prawo do istnienia. 

Nikt nie jest zmuszany do tego, by uchodźcę przyjąć pod swój dach, wykarmić, utrzymać, dać pracę i pokój z widokiem na ogród. Są obozy dla uchodźców, są organizacje, które chcą pomóc, są tacy, którzy chcą ich zatrudnić. Naszym zadaniem jest im to umożliwić i pozwolić, by ten obcy mógł stać się bardziej swój. Zadziwiające jest to jak naród, który rozsiany jest po wszystkich kontynentach świata i sam wielokrotnie w historii prosił o azyl, teraz z lekkością stawia mury przed tymi, którzy szukają godnego życia. Czy ci ludzie naprawdę muszą umierać na naszym progu? A może dla nas to już nie ludzie, a jakaś masowa broń w rękach władców świata?

Nikt nie zmusza matki do tego, by swoje dziecko wykarmiła, wychowała i zapewniła dostatnie życie. Jeśli z jakichś powodów nie może tego zrobić, są inni rodzice czekający latami na adopcję, są okna życia, są możliwości pozostawienia dziecka w szpitalu. Zadziwiające jest to, że dzieci chciane przed urodzeniem mają konkretne imiona albo przynajmniej mówi się do nich per dzidziuś albo maleństwo. Te niechciane zaś mogą być płodem i zlepkiem komórek. A jednak to niepowtarzalne istnienia, które nie miały jeszcze szansy zasłużyć sobie na wyrok śmierci. 

Lęk wydaje się być bardzo podobny – ktoś zaburza mój spokój, wywraca moje życie do góry nogami, jest inny, nieobliczalny, może zagraża mojemu zdrowiu, może po jego przyjściu nic już nie będzie takie samo… Nikt nie powinien być zmuszany do heroicznego oddania życia za bliźniego (kimkolwiek jest), ale każdy powinien dołożyć starań, by ten drugi mógł po prostu przeżyć. Natomiast rolą nas, jako wspólnoty, jest zapewnić by nikt nie pozostał z tym wszystkim sam.