Paść ich będzie Baranek
Wielki Piątek, to niesamowite święto miłości, choć wcale nie jest to łatwo dostrzec przez pryzmat cierpienia krzyża. Doświadczyłam jej bardzo osobiście na III tygodniu rekolekcji ignacjańskich, który skupia się właśnie na męce Chrystusa. Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich, a co dopiero za nieprzyjaciół! Złożona ofiara w tym wypadku nie ma sobie równych, bo to Syn Boga Żywego.
W Ewangelii Jana i Apokalipsie jego autorstwa Jezus nazywany jest Barankiem Bożym. To ma swoje konsekwencje też w wydarzeniach Wielkiego Piątku. Według przekazu janowego Jezus umierał na krzyżu dokładnie w momencie kiedy żydzi szykowali się do wieczerzy i przygotowywali baranki, które należało spożyć w trakcie Paschy. Okazuje się On być najprawdziwszym Barankiem ofiarnym.
Kiedy byłam w nowicjacie wielokrotnie czytałam napis na krzyżu w kaplicy: „Paść ich będzie Baranek” (Ap 7,17). Kontemplując te słowa z Apokalipsy, zachwycałam się tym jak Bóg wypełnia każdą przestrzeń. Jest barankiem i pasterzem, ofiarą i kapłanem, Bogiem i człowiekiem, alfą i omegą. Nie ma takiego doświadczenia, w którym by Go nie było.
Zasłona Przybytku
Synoptycy wszyscy zanotowali, że podczas śmierci Jezusa „zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół” (Mk 27,51). Przełomowym było dla mnie uświadomienie sobie co to oznacza. Zasłona przybytku w świątyni Jerozolimskiej oddzielała od części dostępnej dla kapłanów, miejsce najbardziej święte, do którego tylko raz w roku mógł wejść Arcykapłan, by złożyć ofiarę kadzielną. To było fizyczne przypomnienie przepaści między świętym Bogiem a grzesznymi ludźmi. Jezus umierając na krzyżu tę przepaść zasypuje. Nie ma już sacrum i profanum, cała rzeczywistość przeniknięta jest Bożą obecnością. Przypominam sobie o tym zawsze wtedy, kiedy wydaje mi się, że Bóg ma ważniejsze sprawy, że jestem zbyt mała i zbyt grzeszna, by być blisko. A przecież zasłony już nie ma!
Ja Jestem
W Liturgii Męki Pańskiej najważniejsza jest dla mnie Ewangelia. Podczas gdy w Niedzielę Palmową czytamy opis męki wg jednego z autorów synoptycznych, tak w Wielki Piątek czytamy ją wg św. Jana. Widzimy tu Jezusa nie tyle cierpiącego i umęczonego, co pełnego chwały, pokazującego swoją prawdziwą godność Króla Wszechświata. Pierwszym momentem kiedy to się objawia jest już pojmanie w Ogrójcu. Kiedy przychodzi Judasz z kohortą i pytają o Jezusa z Nazaretu, On odpowiada „Ja jestem”. Wszyscy cofają się i padają na ziemię, bo to nie jest zwykła odpowiedź, ale imię samego Boga (greckie εγω ειμι, odpowiednik hebrajskiego JHWH). Jezusowe „Ja jestem” towarzyszy mi już od dawna jako nieustanne przypomnienie, że nigdy nie jestem sama, a On po prostu jest. I to zawsze wystarczy.
Jeszcze jeden moment piątkowej liturgii budzi we mnie zawsze dużo emocji. To piękna, przedłużona modlitwa wiernych. W swojej rozbudowanej strukturze uwzględnia najróżniejsze sfery naszego życia, ale przede wszystkim pojawiają się w niej kręgi przynależności do Kościoła, które sformułował w swoich dokumentach Sobór Watykański II. Modlimy się nie tylko za katolików i chrześcijan, ale też za żydów, muzułmanów i wszystkich ludzi dobrej woli. Ramiona Kościoła w Wielki Piątek otwierają się szeroko. Najszerzej jednak zawsze otwarte jest Serce Jezusa, żeby każdy bez wyjątku mógł znaleźć tak swoje miejsce. „Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud…”
Najnowsze komentarze