Blog Ewy Bartosiewicz

Autor: Ewa Bartosiewicz (Page 4 of 10)

Nie martwcie się!

Końcówka roku szkolnego i akademickiego to zawsze czas intensywny. Wtedy w praktyce wychodzi na ile próbuję po swojemu gonić z różnymi sprawami, a na ile pozwalam sobie na to, żeby Jezus się tym zajął. Szukanie zdrowego balansu między tym co zrobić trzeba, a tym, co można i należy odpuścić, nigdy nie było łatwe. Ostatnio inspiracją było dla mnie kazanie na górze (Mt 6, 25-34). Pojawia się tam wyrażenie „μη μεριμνατε”, które tłumaczone jest zazwyczaj na polski jako „nie troszczcie się”, ale w pierwszej kolejności oznacza „martwić się” lub „niepokoić”. Niby prawie to samo, a jednak jak się głębiej przyjrzeć, to różnica jest znacząca, bo troska jest w ogólnym znaczeniu czymś dobrym i pięknym. Mamy troszczyć się o innych i o siebie, to jeden z podstawowych przejawów miłości. Stąd, żeby zrozumieć przekaz Jezusa, tłumacz dodał słowo „zbytnio”, którego nie ma w oryginale, aby rozróżnić właśnie pozytywną troskę od tej nadmiernej i niepotrzebnej. Mamy jednak te dwa słowa, które od razu pozwalają nam spojrzeć z właściwej strony. Etymologia słowa „martwić się” związana jest bowiem ze śmiercią – oznacza pozbawiać życia, czynić martwym. Nie inaczej ma się sprawa z „niepokojem”, który jest zaprzeczeniem pokoju w nas i naszym otoczeniu. Może więc mamy się troszczyć, ale nie tak, by to odbierało życie i pokój? 

Pisząc to, jestem właśnie w Falenicy, gdzie już po raz drugi (i mam nadzieję, że nie ostatni!) organizujemy skupienie weekendowe z The Chosen.  Oglądamy sobie fragmenty trzeciego sezonu i próbujemy spotkać się z Bogiem, medytując zarówno Słowo Boże jak i to, co przeżywają poszczególni bohaterowie. Jednym z powracających motywów tych rozważań jest zaufanie. Jezus posyłając uczniów po dwóch na misję, mówi, że mają nie brać żadnych zabezpieczeń, tylko polegać na łasce. Szymon Piotr chodząc po wodzie musi zaufać, że fale go utrzymają. Jakub Mniejszy słyszy nie tylko o tym, żeby zaufał w tajemniczy plan Boży w sprawie swojej choroby, ale też o tym, że Bóg ufa jemu, że wypełni doskonale misję, mimo swojej słabości. 

Zaufanie jest podstawą budowania każdej relacji i pierwszym w co uderza szatan, próbując nas podzielić. Diabelski podszept „czy na pewno?” towarzyszy nam nieustannie w naszej relacji z Bogiem. Ciągle na nowo budujemy w sobie ufność, że On jest dobry i pragnie tylko naszego szczęścia, nawet jeśli sprawy nie idą po naszej myśli. Kiedy wszystko idzie gładko, nie potrzebujemy zaufania, prawda? 

Wydaje mi się, że najtrudniejsze w tym wszystkim jest nie martwić się o przyszłość. Jedną z największych cnót w dzisiejszym świecie jest trwać w „tu i teraz” i zaufać, że dzień jutrzejszy sam o siebie troszczyć się będzie. 

p.s. Już wszystkie nasze komentarze do 3 sezonu zlądowały na YT. Zapraszamy: https://www.youtube.com/@twojejestwszystko

Kontemplacyjna Droga Światła

Po 12 latach od napisania Kontemplacyjnej Drogi Krzyżowej, udało mi się napisać Kontemplacyjną Drogę Światła. Zdałam sobie sprawę z tego, że uczniowie spotykając Jezusa po zmartwychwstaniu nie przeżywali samych przyjemnych uczuć, ale było w nich od samego początku do samego końca mnóstwo skrajnych emocji. Tak jak życie przynosi nam ciągle zaskoczenia, w których często trudno nam się odnaleźć i sztuką jest przyznać, że wszystko jest tak jak ma być.
 
„Mistycy, niezależnie od wyznawanej przez siebie doktryny, zgodni są co do tego, że wszystko, co nas otacza, jest takie, jakie być powinno. Wszystko.” Przebudzenie, Anthony De Mello
 

1. Jezus zmartwychwstaje

Nazajutrz, to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata i oznajmili: «Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: „Po trzech dniach powstanę”. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: „Powstał z martwych”. I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze». Rzekł im Piłat: «Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie». Oni poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień i stawiając straż. Mt 27, 62-66

Wyobraź sobie ciemną noc i zamieszanie wśród straży, kiedy orientują się, że grób, którego pilnowali, jest pusty. To, co za chwilę stanie się radością Apostołów, budzi lęk i przerażenie u tych, którzy dostali rozkaz, by nic się tej nocy nie wydarzyło. Stań się na chwilę jednym ze strażników. Czujesz lęk, niedowierzanie, wewnętrzne zamieszanie, gdy nie wiesz w co masz wierzyć, kiedy burzą się Twoje wyobrażenia. Jak możesz odnieść to do swojego życia?

2. Niewiasty idą do grobu

Anioł zaś przemówił do niewiast: «Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. Oto, co wam powiedziałem». Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom. Mt 28 5,8

Zobacz oczami wyobraźni niedzielny świt, poczuj chłód poranka na twarzy. Udajesz się razem z kobietami pośpiesznie do grobu, by dokończyć pogrzeb Jezusa. Niesiecie wonności, by namaścić Jezusa i nagle anioł staje Wam na drodze i mówi, że nie ma Go w grobie, że powstał z martwych. Czujesz ogromną radość z powodu tych niesamowitych wieści, ale też zaskoczenie i lęk z powodu sytuacji tak nowej i nieoczekiwanej. Odnajdujesz takie momenty w swoim życiu?

3. Jezus ukazuje się Marii Magdalenie

Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę».  Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Nauczycielu! J 20,15-16

Wczuj się na chwilę w emocje Marii Magdaleny. Wydaje Ci się, że straciłaś to, co miałaś w życiu najcenniejsze. Płaczesz tak bardzo, że nawet nie poznajesz Mistrza, za którym tęsknisz. Usłysz jak w tej rozpaczy Jezus mówi do Ciebie po imieniu. Spójrz Mu w oczy i doświadcz tego, że On cały czas jest. Jaką stratę opłakujesz? Spotkaj w niej Zmartwychwstałego.

4. Piotr i Jan biegną do grobu

Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. J 20,3-8

Stań się na chwilę Janem, który wraz z Piotrem biegnie do grobu. Odczuwasz zmęczenie biegiem, ekscytację, ale też niepewność tego co się wydarzy. Stajesz przed wejściem w chwili zawahania, a potem zerkasz do pustego grobu, widzisz płótna i chusty. Kontempluj przez chwilę ten widok. Spróbuj doświadczyć w swoim sercu tego przemieniającego momentu, który sprawi, że jak Jan, na nowo wypowiesz swoje „wierzę!”

5. Uczniowie idą do Emaus

Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.  Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Łk 24,30-33

Wybierz się wraz z Łukaszem i Kleofasem do wsi Emaus. Czujesz smutek, zrezygnowanie, rozczarowanie tym jak potoczyły się wydarzenia ostatnich dni. Słuchasz wędrowca, który się do Was przyłącza i wyjaśnia Wam pisma. Twoje serce odzyskuje życie i radość. Wędrowiec wchodzi z Wami do wsi i dopiero przy łamaniu chleba poznajecie, że to Jezus. To wszystko zmienia. Zatrzymaj się na chwilę w tym momencie i znajdź w sobie entuzjazm powrotu do wspólnoty. Dokąd wrócisz razem z uczniami? Co jest Twoją Jerozolimą?

6. Apostołowie gromadzą się w wieczerniku

A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!» Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam» Łk 24, 36-39

Usiądź razem z Apostołami w ciemnym wieczerniku, przy drzwiach zamkniętych przed żydami. Czujesz atmosferę lęku i braku nadziei we wspólnocie. Mimo wcześniejszych doświadczeń spotkania ze Zmartwychwstałym, nadal jeszcze nie widzisz, że to zmienia bieg historii. Nagle Jezus przechodzi przez zamknięte drzwi i mówi: „pokój Wam, nie bójcie się”. Gdzie w Tobie nadal nie ma pokoju? Odnieś to do swojego życia.

7. Jezus ukazuje się Tomaszowi

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!» Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę». A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!» Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!» J 20,24-28

Postaw się w sytuacji Tomasza. Nie było Cię w wieczerniku, kiedy Apostołowie spotkali Jezusa. Opowiadają Ci o tym co zaszło, ale Tobie nie wystarczy usłyszeć, chcesz osobiście doświadczyć i dotknąć Jezusa własnymi rękoma. Nie ustępujesz, wiesz czego chcesz, mówisz o tym głośno i wyraźnie. Spotkaj się teraz z Jezusem, który przychodzi specjalnie dla Ciebie. Powiedz Mu o wszystkich swoich wątpliwościach, powiedz lub wykrzycz to, co w Tobie. Bądź szczery.

8. Cudowny połów nad jeziorem galilejskim

Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: «Dzieci, czy macie co na posiłek?» Odpowiedzieli Mu: «Nie». On rzekł do nich: «Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie». Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan!» J 21, 3-7

Usłysz jak Piotr mówi: „idę łowić ryby” i udaj się z Apostołami nad jezioro Galilejskie. Czujesz smak porażki, kiedy nic nie udaje się złowić, towarzyszy Ci rezygnacja, smutek i rozczarowanie. Nagle słyszysz jak ktoś z brzegu mówi o zarzucaniu sieci i widzisz mnóstwo złowionych ryb. To jasny znak, który odnosi Cię do początków Twojego powołania. Co jest Twoim wspomnieniem pierwszych chwil zachwytu Jezusem? Zatrzymaj się przy nim na moment.

9. Jezus podaje uczniom śniadanie

A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: «Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili». Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: «Chodźcie, posilcie się!» Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?» bo wiedzieli, że to jest Pan. J 21, 9-12

Stań się na chwilę jednym z uczniów nad jeziorem Galilejskim. Po ciężkiej nocy spędzonej na łodzi, widzisz śniadanie przygotowane przez Jezusa – chleb i pieczoną rybę, do której dołączą za chwilę kolejne z cudownego połowu. Czujesz lekką poranną bryzę na twarzy, słyszysz skwierczenie ognia, widzisz wspólnotę wokół ogniska. Bądź teraz przez chwilę przy tym śniadaniu. Doświadczaj bliskości Jezusa i tego jak On się o Ciebie troszczy.

10. Pytanie o miłość

A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!» I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje! J 21, 15-17

Wczuj się w to, co przeżywa teraz Szymon Piotr. Mimo wielkich chęci naśladowania Jezusa, masz za sobą doświadczenie zaparcia się Go w najważniejszym momencie. Nauczyło Cię to pokory i pozwoliło spojrzeć na siebie w prawdzie. Siedzisz teraz z Jezusem przy ognisku i słyszysz Jego pytanie skierowane do Ciebie: „czy kochasz mnie?”. Znasz już swoje słabości, ale nadal pragniesz całym sercem iść za Nim. Co Mu teraz odpowiesz?

11. Nakaz misyjny

Jedenastu zaś uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» Mt 28, 16-20

Po wszystkich przeżyciach spotykania się z Jezusem przez 40 dni, Apostołowie wracają na górę w Galilei. Tyle się wydarzyło, a niektórzy nadal wątpili. Stań razem z nimi i usłysz Jego posłanie: „idźcie i nauczajcie wszystkie narody”. Jakie uczucia się w Tobie pojawiają? Może radość i duma, może lęk i przytłoczenie? A może jeszcze coś innego masz teraz w sercu? Do kogo dzisiaj Jezus Cię posyła?

12. Wniebowstąpienie

Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach.  I rzekli: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba». Dz 1, 9-11

Stań wśród Apostołów, którzy widzą Jezusa wstępującego do Nieba. Czujesz atmosferę podniosłości, towarzyszą Ci przeróżne emocje. Przyszedł czas definitywnego rozstania i pójścia w świat. Jak sobie jednak poradzić bez Mistrza? Maria Magdalena przeżyła już swoje „nie zatrzymuj Mnie!” i dzisiaj przyszła kolej na Ciebie. Co jest Ci ciężko zostawić i pójść dalej? W jakie niebo się wpatrujesz zamiast głosić Dobrą Nowinę?

13. Uczniowie wraz z Maryją trwają na modlitwie

Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego. Dz 1, 13-14

Wyobraź sobie siebie w Wieczerniku wraz z uczniami i Maryją. Wspólnocie towarzyszy jeszcze wiele niepewności i lęku, ale jesteście razem, trwacie na modlitwie, wspólnie przeżywacie trudny czas, kiedy musicie już radzić sobie bez Jezusa. Rozglądasz się dookoła i widzisz twarze tych, którzy są obok. Kto jest na dziś Twoją wspólnotą? Podziękuj za nich.

14. Zesłanie Ducha Świętego

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. (…) Zdumiewali się wszyscy i nie wiedzieli, co myśleć: «Co ma znaczyć?» – mówili jeden do drugiego. «Upili się młodym winem» – drwili inni. Dz 2, 1-4; 12-13

Znajdź się w Wieczerniku razem z uczniami. Czujesz gwałtowny podmuch wiatru, słyszysz szum i widzisz płomienie nad głowami swoich towarzyszy. Odczuwasz radość i siłę od Ducha Świętego. Doświadczasz szaleństwa, które płynie z głębokiego zjednoczenia z Bogiem – takiego, że inni mówią: „upili się młodym winem”. Co w Twoim życiu daje Ci takie poczucie radości?

Wielka Sobota

Cisza 

Wobec śmierci zawsze słowa są zbędne. Można tylko milczeć i trwać, można ufać i kochać. Boimy się jednak ciszy, bo ona wydobywa z nas to, czego możemy się nie spodziewać. Zagłuszamy ją nawet na modlitwie – ciągle musimy coś odmawiać, odśpiewywać, wypraszać i czasem wygarniać Panu Bogu. A cisza jest okazją do słuchania. 

Nosimy w sobie tę głęboką ciszę, tak jak ocean, który na powierzchni wzburzony i miotający falami, na dnie jest oazą spokoju. Jeśli tylko znajdziemy w sobie siłę, żeby zejść głębiej, odkryjemy coś bardzo ważnego o sobie, o Bogu, o świecie. Więcej niż z krzykliwych artykułów i głośnych komentarzy. 

Oczekiwanie

Najtrudniejsze w Wielkiej Sobocie jest to, że nic się nie dzieje. Często łatwiej jest cierpieć niż czekać, łatwiej jest się poddać niż podtrzymywać w sobie nadzieję, łatwiej jest uciec niż trwać. Ten czas zaprasza do cierpliwości i ufności, że to, co może wydawać się końcem, wcale nim nie jest. 

Kiedyś kierownik duchowy mówił mi o tym, że nasza wiara umacnia się w „czasie między trapezami”.  To ten moment, kiedy akrobata wykonując ewolucje w powietrzu puścił już jeden trapez, ale jeszcze nie zdążył złapać następnego. Nigdy nie wykonywałam takich akrobacji, ale wyobrażam sobie, że te kilka sekund może dłużyć się w nieskończoność i towarzyszyć im może mnóstwo niepokoju. To jest właśnie doświadczenie Wielkiej Soboty – przecież wiesz, że ta historia ma ciąg dalszy, ale czy aby na pewno?… Tu właśnie próbuje się moje zaufanie, a nie wtedy gdy wszystko już wiem i rozumiem.

Jak trudne jest oczekiwanie na spełnienie obietnicy, widać na przykładzie Abrahama. Zanim wypełniły się słowa jakie usłyszał od Boga, wielokrotnie próbował przepchnąć swój własny plan, popełniając po drodze mnóstwo błędów. Przypominam sobie o tym ilekroć mam poczucie, że przecież czas mija i nic się nie dzieje, a ja zaczynam tracić nadzieję. Bóg naprawdę wie co robi i tylko nam się wydaje, że zwleka (por. 2P 3,9)  

Pustka

W Wielką Sobotę nie sprawuje się żadnej Liturgii. Niech Was nie zmylą napisy na plakatach w parafiach, bo coś takiego jak Liturgia Wielkie Soboty nie istnieje! Wigilia Paschalna to już obchody Niedzieli Zmartwychwstania, którą według żydowskiej tradycji rozpoczynamy już po zmroku. Jedyną liturgią soboty jest Liturgia Godzin, która w tych dniach jest szczególnie piękna. Starożytna homilia na Wielką i Święta Sobotę zachwyciła mnie od pierwszego przeczytania. Jezus, wydobywający z Otchłani wszystkich od samego Adama i Ewy, to pokazanie w praktyce jak wygląda zwycięstwo życia nad śmiercią. To są konkretne osoby w historii świata, które spotkamy kiedyś w Wieczności.

Poza tym w Liturgii jest pustka. To czas, by trwać na Adoracji, ale przede wszystkim by głęboko przeżyć pustkę, którą mamy w sobie. Tę, którą zapychamy wielością zadań, ilością słów, hałasem codzienności. Ona nie jest wygodna, powoduje cierpienie, ale bez niej nie skorzystamy w pełni z łaski, jaką ma dla nas Bóg, bo do tego potrzeba pustego naczynia. 

Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.

Wielki Piątek

Paść ich będzie Baranek

Wielki Piątek, to niesamowite święto miłości, choć wcale nie jest to łatwo dostrzec przez pryzmat cierpienia krzyża. Doświadczyłam jej bardzo osobiście na III tygodniu rekolekcji ignacjańskich, który skupia się właśnie na męce Chrystusa. Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich, a co dopiero za nieprzyjaciół! Złożona ofiara w tym wypadku nie ma sobie równych, bo to Syn Boga Żywego.

W Ewangelii Jana i Apokalipsie jego autorstwa Jezus nazywany jest Barankiem Bożym. To ma swoje konsekwencje też w wydarzeniach Wielkiego Piątku. Według przekazu janowego Jezus umierał na krzyżu dokładnie w momencie kiedy żydzi szykowali się do wieczerzy i przygotowywali baranki, które należało spożyć w trakcie Paschy. Okazuje się On być najprawdziwszym Barankiem ofiarnym. 

Kiedy byłam w nowicjacie wielokrotnie czytałam napis na krzyżu w kaplicy: „Paść ich będzie Baranek” (Ap 7,17). Kontemplując te słowa z Apokalipsy, zachwycałam się tym jak Bóg wypełnia każdą przestrzeń. Jest barankiem i pasterzem, ofiarą i kapłanem, Bogiem i człowiekiem, alfą i omegą. Nie ma takiego doświadczenia, w którym by Go nie było. 

Zasłona Przybytku

Synoptycy wszyscy zanotowali, że podczas śmierci Jezusa „zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół” (Mk 27,51). Przełomowym było dla mnie uświadomienie sobie co to oznacza. Zasłona przybytku w świątyni Jerozolimskiej oddzielała od części dostępnej dla kapłanów, miejsce najbardziej święte, do którego tylko raz w roku mógł wejść Arcykapłan, by złożyć ofiarę kadzielną. To było fizyczne przypomnienie przepaści między świętym Bogiem a grzesznymi ludźmi. Jezus umierając na krzyżu tę przepaść zasypuje. Nie ma już sacrum i profanum, cała rzeczywistość przeniknięta jest Bożą obecnością. Przypominam sobie o tym zawsze wtedy, kiedy wydaje mi się, że Bóg ma ważniejsze sprawy, że jestem zbyt mała i zbyt grzeszna, by być blisko. A przecież zasłony już nie ma!

Ja Jestem

W Liturgii Męki Pańskiej najważniejsza jest dla mnie Ewangelia. Podczas gdy w Niedzielę Palmową czytamy opis męki wg jednego z autorów synoptycznych, tak w Wielki Piątek czytamy ją wg św. Jana. Widzimy tu Jezusa nie tyle cierpiącego i umęczonego, co pełnego chwały, pokazującego swoją prawdziwą godność Króla Wszechświata. Pierwszym momentem kiedy to się objawia jest już pojmanie w Ogrójcu. Kiedy przychodzi Judasz z kohortą i pytają o Jezusa z Nazaretu, On odpowiada „Ja jestem”. Wszyscy cofają się i padają na ziemię, bo to nie jest zwykła odpowiedź, ale imię samego Boga (greckie  εγω ειμι, odpowiednik hebrajskiego JHWH). Jezusowe „Ja jestem” towarzyszy mi już od dawna jako nieustanne przypomnienie, że nigdy nie jestem sama, a On po prostu jest. I to zawsze wystarczy.

Jeszcze jeden moment piątkowej liturgii budzi we mnie zawsze dużo emocji. To piękna, przedłużona modlitwa wiernych. W swojej rozbudowanej strukturze uwzględnia najróżniejsze sfery naszego życia, ale przede wszystkim pojawiają się w niej kręgi przynależności do Kościoła, które sformułował w swoich dokumentach Sobór Watykański II. Modlimy się nie tylko za katolików i chrześcijan, ale też za żydów, muzułmanów i wszystkich ludzi dobrej woli. Ramiona Kościoła w Wielki Piątek otwierają się szeroko. Najszerzej jednak zawsze otwarte jest Serce Jezusa, żeby każdy bez wyjątku mógł znaleźć tak swoje miejsce. „Odszedł Pasterz nasz, co ukochał lud…”

Wielki Czwartek

Eucharystia w działaniu

Przełomowym momentem w moim rozumieniu Wielkiego Czwartku było uświadomienie sobie, że podczas gdy synoptycy opisują Ostatnią Wieczerzę jako świętowanie Paschy, św. Jan pisze o wydarzeniach przed Paschą (co będzie miało kluczowe znaczenie jutro) i w miejscu ustanowienia Eucharystii pokazuje nam Jezusa, który odchodzi od stołu i umywa uczniom nogi. 

Te dwie rzeczywistości muszą się wzajemnie uzupełniać jak dwa skrzydła, bez których nie można polecieć. Jezus daje nam swoje Ciało, które nas wzmacnia, karmi i oczyszcza, ale również zobowiązuje do tego, by dzielić się Nim dalej. Eucharystia musi realizować się w służbie wobec drugiego człowieka.

Niesamowicie zawstydza mnie myśl, że Wszechmocny Bóg klęka przede mną jak niewolnik, by po raz kolejny umyć mi stopy, które sama wcześniej ubłociłam, podczas gdy ja tak często nie mam czasu, odwagi, wewnętrznej wolności i pokory, by pochylić się nad swoim bliźnim…

Męka duchowa

Wielki Czwartek kończy się jednym z absolutnie najważniejszych według mnie momentów w ziemskim życiu Jezusa – modlitwą w Ogrójcu. Kiedyś uświadomiłam sobie, że to tak naprawdę najtrudniejszy moment męki, bo Bóg, który stał się człowiekiem, choć do końca jest całkowicie posłuszny woli Ojca, przeżywa chwile walki duchowej tak dramatyczne, że poci się krwią. Dalej już będą tylko cielesne tortury i ból fizyczny – to nic w porównaniu do paraliżującego lęku. Jezus odnosi zwycięstwo pośród ciemnej nocy, w otoczeniu Apostołów, którzy przysypiali, bez świadków i tłumów. To w tym momencie podejmuje ostateczną wolną decyzję, że swoje życie oddaje za zbawienie świata. Bez tej decyzji Jezus zostałby bestialsko zamordowany i na zewnątrz wyglądałoby to dokładnie tak samo.

Ile razy myślę o tej scenie, przypominam sobie jak fundamentalne znaczenie w tym co robię ma moja motywacja, intencje, nastawienie. Mogę dokładnie te same zadania wykonywać z miłości i bez niej. Bez względu na to czy po ludzku odnoszę sukcesy czy porażki, najważniejsze jest to, co dzieje się w sercu. Tu też doświadczam największej walki, największego cierpienia i największej radości zwycięstwa. 

Przerwana uczta

Msza Wieczerzy Pańskiej, która rozpoczyna okres Świętego Triduum Paschalnego ma wiele pięknych elementów, jak choćby zamilknięcie organów. Mnie jednak zawsze najbardziej zachwycała sama jej końcówka. Warto zwrócić uwagę na to, że Msza ta nie kończy się błogosławieństwem, jest jakby urwana i czeka na swoją kontynuację w kolejnych dniach Triduum. Powinna jednak kończyć się gestem, który ze względów praktycznych bardzo rzadko widzimy w naszych parafiach – zerwaniem obrusa z ołtarza. Symbolizować ma to odarcie Jezusa z szat oraz opuszczenie Go przez najbliższych. Przed tym nagim ołtarzem jutro w imieniu nas wszystkich kapłan padnie na twarz, by pokazać naszą bezsilność wobec zła i cierpienia i stanąć w prawdzie naszej ludzkiej kondycji. Najświętszy Sakrament przenoszony jest do ciemnicy,  a Tabernakulum zostanie otwarte i pozostawione puste. „Wstańcie, chodźmy, oto blisko jest mój zdrajca” (Mk 14, 42)

 

 

Niedziela Palmowa

Chciałam Was w tym roku zaprosić na krótkie rozważania w Triduum Paschalne. W czwartek, piątek i sobotę chcę podzielić się z Wami tym, co w tych dniach jest dla mnie duchowo najważniejsze i jakie aspekty zmieniły moje patrzenie na mękę, śmierć i zmartwychwstanie oraz co najbardziej zachwyca mnie w niesamowitej Liturgii tego czasu. Rozważaniom towarzyszyć będą obrazy, które powstały podczas pandemicznej Wielkanocy 2020 roku. 

NIEDZIELA PALMOWA

Wjazd Jezusa do Jerozolimy wydaje się być radosnym wydarzeniem, a jednak to nie jest prawdziwa głęboka radość. Po ludzku można się cieszyć, że dzieją się cuda, że jest sukces, że są tłumy, ale to wszystko jest bardzo powierzchowne. Dopiero wydarzenia Wielkiego Tygodnia i przyjęcie trudnej rzeczywistości męki i śmierci może nas otworzyć na niewypowiedziane szczęście zmartwychwstania. To będzie zupełnie nowa radość – zrodzona w bólu, wypróbowana w ogniu, odarta z miłej otoczki. Przypomina mi się tu bardzo ważne zdanie z Urzekającej: „Kobiety niezwykle piękne są zazwyczaj kobietami, których serca zostały poszerzone przez cierpienie. Przez płacenie wysokiej ceny za miłość prawdziwą i uczciwą, bez oczekiwania wzajemności”. To nie dotyczy tylko kobiet, ale każdego kto gotowy jest razem z Chrystusem oddawać życie za przyjaciół.

Liturgia Niedzieli Męki Pańskiej pokazuje nam, że nie da się oddzielić wjazdu do Jerozolimy od wydarzeń Wielkiego Piątku. To jest ta sama opowieść i ten sam Król, któremu raz rzuca się płaszcze pod stopy, a innym razem wyszydza, nakładając Mu na głowę koronę cierniową. Przed nami Wielki Tydzień towarzyszenia temu Królowi aż do Niedzieli Zmartwychwstania. Życzę Wam i sobie głębokiego spotkania z Nim!  

Życie bez iluzji

W weekend byłam w Rzymie i mnóstwo pięknych rzeczy mnie tam spotkało! Po pierwsze oczywiście śluby zakonne mojej przyjaciółki Ali, na które się udałam. Ogrom radości i wzruszeń, moc Słowa i wielokulturowej wspólnoty. Uwielbiam towarzyszyć ludziom w ich „tak” na zawsze, bo to niesamowity moment! Czuję też odpowiedzialność bycia świadkiem tego publicznego wyznania. To w końcu właśnie na najbliższych powinni móc liczyć ci, którzy w kryzysie walczą o wytrwanie w swoim powołaniu – czy to będzie małżeństwo, kapłaństwo, konsekracja czy jeszcze inna forma oddania swojego życia ludziom i Bogu. Po to jesteśmy wspólnotą, by wzajemnie się wspierać w drodze.

Tym razem będąc w Rzymie, po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć pokoje Ignacego Loyoli (dzięki, Dominik!), w których założyciel jezuitów spędził wiele lat swojego życia i gdzie zmarł. Jest zawsze coś niezwykłego w dotykaniu historii, która setki lat później odmieniła moje życie. Z wdzięcznością odwiedziłam więc później również kościół pod jego wezwaniem na Polu Marsowym. Atrakcją turystyczną w tym miejscu są freski wykonane przez włoskiego artystę, również jezuitę, Andrea del Pozzo. Kunszt tych dzieł polega na tym, że w doskonały sposób pokazują iluzję trójwymiarowości. Mamy wrażenie, że namalowane postacie są rzeźbami wychodzącymi ze ścian, a sufit wyższy niż w rzeczywistości. Możemy podziwiać nawet wielką kopułę, której nie ma, ale stojąc w odpowiednim miejscu możemy być święcie przekonani, że jak najbardziej jest i świetnie wygląda. 

Mamy nieskończoną liczbę iluzji, którym codziennie ulegamy. W świecie, w którym sztuczna inteligencja może wykreować doskonałą imitację rzeczywistości, już za chwilę zupełnie nie będziemy potrafili odróżnić prawdy od fałszu. O wiele jednak trudniej jest nam pozbyć się iluzji jakie mamy wobec innych i samych siebie. Czyż to nie one są przyczyną większości naszych kryzysów? Mówimy sobie: „a myśmy się spodziewali!” i tracimy siły do walki o to, co było tak żywe przy wypowiadaniu naszego „tak”. Jezus jest mistrzem uwalniania nas od wszelkich złudzeń. Nigdy nie obiecywał, że będzie łatwo i przyjemnie, wręcz przeciwnie – prześladowania, krzyż, płacz i łzy. Jednocześnie pośród tego wszystkiego szczęście tak wielkie, że nie można sobie wyobrazić większego – czego świadkami jest te 7 kobiet, które w sobotę ślubowały Mu posłuszeństwo, ubóstwo i czystość.  

W dzisiejszej Ewangelii w rozmowie z żydami Jezus mówi: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli.” To nie jakiekolwiek złudzenia dadzą nam szczęście, ale tylko szczera prawda – czasem bolesna i ciężka. Jakież to jednak trudne, by sobie na tę prawdę (szczególnie o sobie) pozwolić. Dużo łatwiej jest, podobnie jak żydzi, trwać w przekonaniu, że my już jesteśmy wolni, więc prawda nie jest nam do niczego potrzebna. 

Jak uchronić się przed iluzją? W przypadku fresków, stanąć nieco z boku. Wtedy wyraźnie widać, że to, na co patrzymy to tylko starannie przygotowana pułapka dla mózgu. Zmiana perspektywy pomaga też w przypadku innych złudzeń i właśnie po to jesteśmy wspólnotą, by wzajemnie się z nich wyciągać i urealniać nasze widzenie świata. Tylko ten, kto umie słuchać innych i na sprawy spojrzeć z wielu różnych kątów, zdoła uchwycić prawdę, która z całą pewnością nas uwalnia.

 

p.s. dla zainteresowanych złudzeniami optycznymi, świetny filmik o tym właśnie: https://www.youtube.com/watch?v=dBap_Lp-0oc

 

Doświadczenie Wody Żywej na jałowej pustyni

Samarytanka z dzisiejszej Ewangelii przychodzi do studni w samo południe. To najgorętsza pora dnia i albo trzeba być szaleńcem żeby wtedy udawać się po wodę albo naprawdę bardzo nie chcieć tam nikogo spotkać. Muszę przyznać, że to uczucie nie jest mi obce. Zwykle pojawia się we mnie wtedy, kiedy mam wszystkiego za dużo. Każde niezaplanowane spotkanie mogłoby zburzyć mój misternie ułożony plan, w którym wypełniona jest każda minuta. Spontaniczna rozmowa, która zazwyczaj jest wielką radością, w takich momentach budzi tylko niepokój i zniecierpliwienie. To zły stan. Wczoraj na Teologii Duchowości przytoczone zostało kilka zdań Tomasza Mertona: „Świat, w którym żyjemy, jest jałową ziemią dla nasienia Bożej Prawdy. Nowoczesne miasto (…) jest miejscem, gdzie kochać Boga jest bardzo trudno. Jego dotąd nie można kochać, dopóki się Go nie zna. A nie można Go poznać, skoro nie ma się odrobiny czasu i ciszy na modlitwę, rozmyślanie i poznanie Jego Prawdy. W naszej cywilizacji bardzo trudno o czas i ciszę.” Szczególnie poruszyła mnie ta „odrobina”, bo to znowu o mnie. Ciągła frustracja, że czasu jest za mało, a przecież każdego dnia mamy go dokładnie tyle samo – 24 godziny. 

Jezus mówi do Samarytanki, że nadeszła godzina, w której cześć Bogu oddawać będziemy w Duchu i prawdzie. Na pewno trzeba zacząć od stanięcia w prawdzie, od nazwania tego gdzie jestem bez ubarwiania, może dostrzeżenia, że jestem na środku pustyni miasta z jałową ziemią i nic nie może się w niej zakorzenić. Potem warto sobie uświadomić, że to Boga zupełnie nie ogranicza – On wydobywa wodę ze skały, On rozstępuje Morze Czerwone, On jest Duchem, którego tchnienie wypełnia każdego z nas. Jałowa ziemia to dla niego najmniejsza przeszkoda. Jedyne co może przeszkadzać, to brak otwartości, ale wystarczy tylko nieco z ciekawością uchylić drzwi zranionego serca, by działy się cuda. Samarytanka przez całą rozmowę zdaje się zbywać Jezusa kolejnymi docinkami o czerpaku, niechęci do żydów i miejscach kultu, ale ostatecznie pozwala się dotknąć na tyle, że w ułamku sekundy przechodzi od postawy „nie chcę widzieć nikogo” do „chcę powiedzieć wszystkim”. Taką moc ma serce, które zostało nawodnione przez Dawcę Życia. 

Nie mogę nie mieć dzisiaj przed oczami sceny z The Chosen z końcówki pierwszego sezonu. Radość kobiety przy studni udziela się temu, kto pośród trosk, pośpiechu i trudu tęskni za nadzieją, że Bóg ma moc, by na każdej jałowej ziemi wytrysnęło źródło Żywej Wody. Każdy moment jest dobry, żeby z tego źródła zaczerpnąć i kolejny dzień rozpocząć bardziej z Jezusem. 

W zeszłym tygodniu mimo zabiegania i ciągłych zaległości w zadaniach, zdecydowałam się wziąć udział w krótkich, ale nietypowych rekolekcjach wielkopostnych w Duszpasterstwie Akademickim DĄB. Oprócz sentymentalnego powrotu do starych kątów, ujął mnie pomysł na rekolekcje inspirowane kontemplacją z zastosowaniem zmysłów, proponowaną przez św. Ignacego w Ćwiczeniach Duchowych. Przez dwa dni zaproponowane nam było uczestnictwo na miarę możliwości w wydarzeniach Wielkiego Czwartku i Piątku. Można było poczuć się jak Apostołowie w tych najważniejszych chwilach, kiedy Jezus umywał im nogi, kiedy pili wino na Ostatniej Wieczerzy, czuwali w Ogrójcu i pod krzyżem, doświadczyli lęku podczas sądu czy chłodu złożenia swojego Mistrza do grobu. Wszystko to przy pięknym akompaniamencie pieśni śpiewanych na głosy. Do dziś pracuje we mnie to, w co zaangażowane były wszystkie moje zmysły i co było małymi źródłami życia na pustyni codzienności.  Wielki Post już prawie w połowie. Nadal w deficycie czas i cisza, ale nie brak też radości, nadziei i głębokiego zadziwienia Miłością Stwórcy. La vida. 

Głos z głębi duszy

W tym tygodniu miałam niewątpliwą przyjemność zobaczyć film Głos Dominiki Montean-Pańków, który opowiada historię jezuickich nowicjuszy. To dokument obserwacyjny, pokazujący prawdziwe sceny z życia nowicjatu na przestrzeni całych dwóch lat. Dla mnie to była niesamowita podróż sentymentalna, bo na Tatrzańskiej spędziłam dwa lata życia, więc miejsca i twarze obudziły wiele wspomnień. Swój własny nowicjat też przeżyłam i choć mój pod wieloma względami był inny, to jednak atmosfera poszukiwania, wspólnotowej radości i głębi zintegrowanej ze zwyczajną prostotą, jest doświadczeniem ewidentnie uniwersalnym. Oglądając film byłam pod wrażeniem tego jak uchwyconych zostało wiele drobnych momentów i dialogów, które złożyły się na niesamowicie wiarygodny obraz. Oczywiście za klauzurą w Gdyni byłam zaledwie kilka razy, ale jezuitów w życiu poznałam wielu, więc mogłam z pełnym przekonaniem nie raz na filmie zakrzyknąć w duchu: „zaiste tak tam jest!” Dodatkowo świetny montaż i muzyka. Naprawdę warto zobaczyć.

Po seansie w kinie miałam też okazję zostać na spotkaniu z reżyserką i Głos nabrał dla mnie dodatkowej głębi. Kręcony z natchnienia serca, przeszedł przez wiele zakrętów i „zbiegów okoliczności”, żeby w ogóle powstać, co zawsze jest oznaką działania Ducha Świętego. Poza tym okazał się przekazywać bardzo uniwersalne wartości – jedna z kobiet na widowni przyznała, że mądrość duchowa ukazana na ekranie pokrywa się z tym co słyszy od swojego mistrza Zen. Tymczasem młody chłopak, deklarujący się jako agnostyk i antyklerykał, stwierdził, że po obejrzeniu filmu mógłby rozważyć pomysł zostania księdzem (!). Nie wiem czy, mimo wszystko niszowe, dzieło będzie miało wpływ na powołania do jezuitów, ale, jak reżyserka sama przyznała, powstał on nawet bardziej dla niewierzących, by mogli odkryć coś dla siebie w szalonej decyzji kilkunastu chłopaków o oddaniu wszystkiego dla Chrystusa.  

Nie mogę przy tej okazji nie wspomnieć o Piotrze Szymańskim, kończącym już swoją misję magistra nowicjatu, którego po tym filmie jestem tylko jeszcze większą fanką. Nie jedna mocna kwestia wypowiedziana do nowicjuszy została mi w sercu. Przede wszystkim jednak przypomniałam sobie pewne wydarzenie sprzed 6 lat, kiedy pracowałam w gimnazjum w Gdyni i organizowałam rekolekcje wielkopostne. Tuż przed przedsięwzięciem dla całej szkoły wykruszyła mi się ekipa, którą zaprosiłam i miałam 3 tygodnie, żeby skompletować nową. Przyjechało wtedy kilka zaprzyjaźnionych osób z Poznania i trochę szalonych znajomych z Trójmiasta, ale najważniejszym puzlem w tej układance okazał się właśnie Piotr, który powiedział: „Ewa, pomożemy!” i nie tylko sam przyszedł, żeby wygłosić Słowo, odprawić Mszę i spowiadać, ale też dał mi chłopaków do pomocy (z którymi notabene teraz studiuję grekę 😁). Uzbierał się wtedy wspanialszy Dream Team, którego wcześniej nie mogłabym sobie nawet wymarzyć, a rekolekcje były niesamowitym sukcesem. Kiedy Piotr rozpoczynał na sali gimnastycznej pełnej rozbrykanej młodzieży w najgorszym możliwym wieku, mówiąc swoje własne świadectwo nawrócenia, zapadła taka cisza, że słychać byłoby spadającą szpilkę. Nigdy nie zapomnę tego wrażenia, była w tym moc z prawdziwego Ducha. Teraz wiele osób doświadczy tej mocy na dużym ekranie i za to chwała Panu!        

Dwunastu

Bardzo lubię dzisiejszą Ewangelię, z kilku powodów. Jednym z nich jest to, że pokazuje nam nieco ludzkiego oblicza tych, którzy szli za Jezusem – były zelota i celnik, synowie gromu, Judasz, który zdradził i Piotr, który się zaparł. Daje to szansę na pomyślenie, że może i ja z moimi słabościami mogę postawić siebie wśród tych, których Jezus „sam chciał” i powołał. Drugie, to fakt, że Jezus wybiera sobie Apostołów, a nie na odwrót, co wcale nie było wtedy oczywistością. Zwykle to uczniowie wybierali sobie nauczyciela, a ludzie wybierali sobie bogów, którym chcieli oddawać cześć. Z Bogiem Jahwe od zawsze było inaczej – „to nie myśmy Go wybrali, to On wybrał nas”. Jest jakaś niesamowita moc w tym, że nasza wiara jest odpowiedzią na zaproszenie Tego, który nas stworzył. To od Niego pochodzi nasze powołanie, więc i On ma zamysł co dalej z nami zrobić.

Jeszcze innym powodem, dla którego ta Ewangelia od jakiegoś czasu jest mi bliska,  to fakt, że nie wszyscy do tej zacnej dwunastki się załapali. Jednym z nich był Maciej. Wiemy z lektury Dziejów Apostolskich, że był z Jezusem od początku, a jednak wtedy nie został wymieniony wśród wybranych. Wiemy też jednak, że później miał niesamowicie ważne zadanie do wykonania, bo zastąpił Judasza i ramię w ramię z Apostołami głosił Dobrą Nowinę po Zmartwychwstaniu. Drogi nasze są tak różne i tak niezbadane, że jedyne co pozostaje, to zaufać Bogu i Jego planowi. Może się okazać, że to, co dzisiaj wydaje się zupełnie na opak wobec idealnej realizacji Jezusowej misji, z jakichś powodów właśnie się w nią wpisuje. Jak mawiał Jalics – „wszystko co jest, może być”.

Do tych trzech powodów, niedawno doszedł czwarty. Drugi odcinek trzeciego sezonu The Chosen pokazuje scenę powołania Apostołów jako moment, w którym wybranych dwunastu czuje się zaskoczonymi, niegodnymi i przerażonymi swoim nowym posłaniem. Kiedy zaczęłam się nad tym zastanawiać, to brzmi to bardzo wiarygodnie – dopiero zaczęli iść za Jezusem, a już mają uzdrawiać, wyrzucać złe duchy, głosić to, czego sami nie zdążyli przeżyć. Aż chciałoby się krzyczeć: „za wcześnie!”. A jednak to Bóg zna czasy i miejsca. To On wie kiedy jesteśmy gotowi i to On zadba o potrzebną łaskę. 

Trochę więcej znajdziecie w naszym komentarzu 🙂

« Older posts Newer posts »

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑