Końcówka roku szkolnego i akademickiego to zawsze czas intensywny. Wtedy w praktyce wychodzi na ile próbuję po swojemu gonić z różnymi sprawami, a na ile pozwalam sobie na to, żeby Jezus się tym zajął. Szukanie zdrowego balansu między tym co zrobić trzeba, a tym, co można i należy odpuścić, nigdy nie było łatwe. Ostatnio inspiracją było dla mnie kazanie na górze (Mt 6, 25-34). Pojawia się tam wyrażenie „μη μεριμνατε”, które tłumaczone jest zazwyczaj na polski jako „nie troszczcie się”, ale w pierwszej kolejności oznacza „martwić się” lub „niepokoić”. Niby prawie to samo, a jednak jak się głębiej przyjrzeć, to różnica jest znacząca, bo troska jest w ogólnym znaczeniu czymś dobrym i pięknym. Mamy troszczyć się o innych i o siebie, to jeden z podstawowych przejawów miłości. Stąd, żeby zrozumieć przekaz Jezusa, tłumacz dodał słowo „zbytnio”, którego nie ma w oryginale, aby rozróżnić właśnie pozytywną troskę od tej nadmiernej i niepotrzebnej. Mamy jednak te dwa słowa, które od razu pozwalają nam spojrzeć z właściwej strony. Etymologia słowa „martwić się” związana jest bowiem ze śmiercią – oznacza pozbawiać życia, czynić martwym. Nie inaczej ma się sprawa z „niepokojem”, który jest zaprzeczeniem pokoju w nas i naszym otoczeniu. Może więc mamy się troszczyć, ale nie tak, by to odbierało życie i pokój? 

Pisząc to, jestem właśnie w Falenicy, gdzie już po raz drugi (i mam nadzieję, że nie ostatni!) organizujemy skupienie weekendowe z The Chosen.  Oglądamy sobie fragmenty trzeciego sezonu i próbujemy spotkać się z Bogiem, medytując zarówno Słowo Boże jak i to, co przeżywają poszczególni bohaterowie. Jednym z powracających motywów tych rozważań jest zaufanie. Jezus posyłając uczniów po dwóch na misję, mówi, że mają nie brać żadnych zabezpieczeń, tylko polegać na łasce. Szymon Piotr chodząc po wodzie musi zaufać, że fale go utrzymają. Jakub Mniejszy słyszy nie tylko o tym, żeby zaufał w tajemniczy plan Boży w sprawie swojej choroby, ale też o tym, że Bóg ufa jemu, że wypełni doskonale misję, mimo swojej słabości. 

Zaufanie jest podstawą budowania każdej relacji i pierwszym w co uderza szatan, próbując nas podzielić. Diabelski podszept „czy na pewno?” towarzyszy nam nieustannie w naszej relacji z Bogiem. Ciągle na nowo budujemy w sobie ufność, że On jest dobry i pragnie tylko naszego szczęścia, nawet jeśli sprawy nie idą po naszej myśli. Kiedy wszystko idzie gładko, nie potrzebujemy zaufania, prawda? 

Wydaje mi się, że najtrudniejsze w tym wszystkim jest nie martwić się o przyszłość. Jedną z największych cnót w dzisiejszym świecie jest trwać w „tu i teraz” i zaufać, że dzień jutrzejszy sam o siebie troszczyć się będzie. 

p.s. Już wszystkie nasze komentarze do 3 sezonu zlądowały na YT. Zapraszamy: https://www.youtube.com/@twojejestwszystko