„W tym nowym doświadczeniu niewielkości świata z pewnością gra swoją rolę triste post iterum, smutek po podróży, będący naszym udziałem, kiedy wracamy do domu po intensywnych doznaniach związanych z daleką wyprawą. (…) Wtedy położywszy walizki w sieni, pytamy: Czy to już wszystko? Czy to właśnie to? A więc o to chodziło?” (Olga Tokarczuk, „Czuły Narrator”)
A jakiż to musi być smutek, kiedy wraca się z podróży, która miała już być na zawsze? Wtedy rozpakowywanie walizek jest jeszcze trudniejsze, bo nie wiesz do końca czy wróciłeś do domu, czy może domu już po prostu nie ma? A może skoro dom jest tam, gdzie serce, to on ciągle jest tam gdzie był – w samym Sercu Boga?
Jak wrócić z podróży, która trwała 9 lat? Jak nie zgubić tego co cenne, a zarazem nie utknąć w rozpamiętywaniu przeszłości? Na pewno potrzeba czasu, by Bóg uzdrowił złamane serce i pokruszone marzenia. Wiem, że On zbuduje z tych kawałków coś wspaniałego, ale wcale nie tak łatwo w to wierzyć, widząc jak leżą rozsypane w drobny mak. Pozostaje mieć Nadzieję, która nigdy nie umiera, niezłomną Wiarę w Obietnicę i pewność, że ostatecznie chodzi o Miłość, więc w sumie nic poza tym nie ma znaczenia…
Podróże mają to do siebie, że nie tylko kształcą, ale i zmieniają życie. Jest kilka podróży, z których nie wróciłam już taka sama. Z pewnością ta jedna długa, trwająca ćwierć mojego życia, do nich należy. W moim życiu konsekrowanym jestem póki co zawieszona między „już nie jestem” a „jeszcze nie jestem” i nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi, ale wiem, że idę z Jezusem, a skoro On jest Drogą, to przecież nie mogę się zgubić.
Do zobaczenia na szlaku! 🙂
p.s. Mogłoby się wydawać, że jest to pierwszy wpis na tym blogu, ale nie dajcie się zwieść pozorom. Blog z wieloletnią historią, sięgającą nie tylko początków mojego życia zakonnego, ale również rocznego pobytu w Kenii, znajdziecie na https://siostraewa.blog.deon.pl/ Po dwuletniej przerwie wracam już w nowej odsłonie i z nowym adresem.
Najnowsze komentarze