Ostatnio na wykładzie z filozofii omawialiśmy fascynującą teorię Nietzschego na temat moralności panów  i niewolników. Dzieli on społeczeństwo na tych, którzy mają silną „wolę mocy” i w związku z tym są u władzy (panów) oraz tych, którzy z natury są słabi i żyją w podporządkowaniu (niewolników). Wartości tych pierwszych to siła, dominacja, wola walki, indywidualizm czy duma. Są oni skupieni na sobie, zadowoleni z życia, a na innych patrzą ze współczuciem, że nie mogą być tacy jak oni. Moralność niewolników bierze się z tego, że są zbyt słabi, by osiągnąć to, co panujący, więc zaczynają w swoich własnych oczach przedstawiać wartości panów jako wady, a ich samych jako moralnie złych. W sobie natomiast zaczynają pielęgnować takie wartości jak uległość, pokorę, cichość, skromność, uważając się przy tym za moralnie lepszych. Ten proces nazwany został resentymentem i polega na deprecjonowaniu tego czego nie możemy osiągnąć, a wynoszeniu na piedestał postaw biorących się z naszych słabości. Sama teoria wydaje się mieć wiele wad, ale jestem przekonana, że doskonale pokazuje też pewne prawdy. Objawów resentymentu z łatwością dopatrzeć się mogę w polityce, Kościele i codziennym życiu. 

To jednak co zwróciło moją uwagę, to wartość motywacji. Oczywiście pokora i skromność są pięknymi cnotami, ale tylko wtedy kiedy wynikają z naszego głębokiego przekonania o ich wartości, a nie wtedy gdy tłumaczymy sobie nimi brak odwagi, by wyrazić swoje zdanie. Uległość może być sposobem wyrażenia miłość, ale jest bezwartościowa gdy wynika z poddania się bez walki lub chęci przypodobania się komuś. Dobro czynione ze złych motywacji zazwyczaj w istocie wcale dobrem nie jest.

Ostatnio na naszej grupie dzielenia wokół serialu The Chosen, medytowaliśmy nad sceną, w której Jezus pozwala uczniom na zrywanie kłosów w Szabat. Temat schematów jakich przestrzegamy i stosunek do prawa też okazał się mieć duży związek z motywacjami. Jeśli wypełniam przepisy ze szczerą intencją miłości, to z pewnością wzrastam w dobru. Mogę je jednak wypełniać po to, by zyskać uznanie, by się dowartościować albo z lęku przed różnymi konsekwencjami. Zainspirowało mnie to nie tylko do tego, by stawiać sobie częściej pytanie „Dlaczego tak robię?”, ale też, by z empatią zastanawiać się dlaczego ktoś inny postępuje tak, a nie inaczej. Ostatecznie przecież moralność niewolnika sprowadza się do tego, że za wszelką cenę próbuje on zaprzeczyć temu, że ma jakiś brak, próbując przekuć go w cnotę. A największym brakiem jest zawsze brak miłości. Czasami szukamy jej w bardzo pokrętny sposób.