W tym tygodniu miałam niewątpliwą przyjemność zobaczyć film Głos Dominiki Montean-Pańków, który opowiada historię jezuickich nowicjuszy. To dokument obserwacyjny, pokazujący prawdziwe sceny z życia nowicjatu na przestrzeni całych dwóch lat. Dla mnie to była niesamowita podróż sentymentalna, bo na Tatrzańskiej spędziłam dwa lata życia, więc miejsca i twarze obudziły wiele wspomnień. Swój własny nowicjat też przeżyłam i choć mój pod wieloma względami był inny, to jednak atmosfera poszukiwania, wspólnotowej radości i głębi zintegrowanej ze zwyczajną prostotą, jest doświadczeniem ewidentnie uniwersalnym. Oglądając film byłam pod wrażeniem tego jak uchwyconych zostało wiele drobnych momentów i dialogów, które złożyły się na niesamowicie wiarygodny obraz. Oczywiście za klauzurą w Gdyni byłam zaledwie kilka razy, ale jezuitów w życiu poznałam wielu, więc mogłam z pełnym przekonaniem nie raz na filmie zakrzyknąć w duchu: „zaiste tak tam jest!” Dodatkowo świetny montaż i muzyka. Naprawdę warto zobaczyć.

Po seansie w kinie miałam też okazję zostać na spotkaniu z reżyserką i Głos nabrał dla mnie dodatkowej głębi. Kręcony z natchnienia serca, przeszedł przez wiele zakrętów i „zbiegów okoliczności”, żeby w ogóle powstać, co zawsze jest oznaką działania Ducha Świętego. Poza tym okazał się przekazywać bardzo uniwersalne wartości – jedna z kobiet na widowni przyznała, że mądrość duchowa ukazana na ekranie pokrywa się z tym co słyszy od swojego mistrza Zen. Tymczasem młody chłopak, deklarujący się jako agnostyk i antyklerykał, stwierdził, że po obejrzeniu filmu mógłby rozważyć pomysł zostania księdzem (!). Nie wiem czy, mimo wszystko niszowe, dzieło będzie miało wpływ na powołania do jezuitów, ale, jak reżyserka sama przyznała, powstał on nawet bardziej dla niewierzących, by mogli odkryć coś dla siebie w szalonej decyzji kilkunastu chłopaków o oddaniu wszystkiego dla Chrystusa.  

Nie mogę przy tej okazji nie wspomnieć o Piotrze Szymańskim, kończącym już swoją misję magistra nowicjatu, którego po tym filmie jestem tylko jeszcze większą fanką. Nie jedna mocna kwestia wypowiedziana do nowicjuszy została mi w sercu. Przede wszystkim jednak przypomniałam sobie pewne wydarzenie sprzed 6 lat, kiedy pracowałam w gimnazjum w Gdyni i organizowałam rekolekcje wielkopostne. Tuż przed przedsięwzięciem dla całej szkoły wykruszyła mi się ekipa, którą zaprosiłam i miałam 3 tygodnie, żeby skompletować nową. Przyjechało wtedy kilka zaprzyjaźnionych osób z Poznania i trochę szalonych znajomych z Trójmiasta, ale najważniejszym puzlem w tej układance okazał się właśnie Piotr, który powiedział: „Ewa, pomożemy!” i nie tylko sam przyszedł, żeby wygłosić Słowo, odprawić Mszę i spowiadać, ale też dał mi chłopaków do pomocy (z którymi notabene teraz studiuję grekę 😁). Uzbierał się wtedy wspanialszy Dream Team, którego wcześniej nie mogłabym sobie nawet wymarzyć, a rekolekcje były niesamowitym sukcesem. Kiedy Piotr rozpoczynał na sali gimnastycznej pełnej rozbrykanej młodzieży w najgorszym możliwym wieku, mówiąc swoje własne świadectwo nawrócenia, zapadła taka cisza, że słychać byłoby spadającą szpilkę. Nigdy nie zapomnę tego wrażenia, była w tym moc z prawdziwego Ducha. Teraz wiele osób doświadczy tej mocy na dużym ekranie i za to chwała Panu!