Blog Ewy Bartosiewicz

Autor: Ewa Bartosiewicz (Page 3 of 10)

Jestem, który Jestem

Po raz kolejny już jestem na rekolekcjach dla rodzin w duchu ignacjańskim. Rodzice mają 3h dziennie na modlitwę i konferencję, a w tym czasie dzieci mają opiekę. To wydaje się śmiesznie mało w porównaniu z czasem w pełnym milczeniu, a jednak Pan Jezus znajduje swoją drogę, by powiedzieć to, co ważne. Zachwycam się za każdym razem tym, ile On potrafi wycisnąć z czasu, który Jemu oddamy na modlitwę. Cała reszta dnia poświęcona jest na rodzinne wakacje w pięknych okolicznościach górskiej przyrody i to wcale nie mniej ważny czas rekolekcji, w którym jest okazja, by doświadczenie modlitwy przekuć na realną miłość w codzienności. 

Szczególną przestrzenią na każdych rekolekcjach jest dla mnie zawsze Adoracja. Mam to szczęście i przywilej, że prawie przez cały pierwszy miesiąc moich wakacji codziennie miałam okazję wpatrywać się w Najświętszy Sakrament i po prostu być z Nim. To moment, kiedy możemy przypomnieć sobie o tym najważniejszym przymiocie Boga, który przedstawia się Mojżeszowi jako JESTEM. Owszem, możemy powiedzieć jeszcze, że jest Dobry, Sprawiedliwy, Łagodny, Miłosierny, Wszechmocny… i to wszystko prawda, ale przede wszystkim jest Bogiem obecnym. Myślę, że to jest też najważniejsze, w czym mamy Boga w życiu naśladować. Najlepiej widać to we wszystkich sytuacjach granicznych, kiedy nie potrzebujemy już mądrych rad, błyskotliwych rozwiązań, racjonalnego tłumaczenia i ckliwych pocieszeń. Potrzebujemy tylko tego, by ktoś był. Czuła obecność jest tym, co leczy serce i pokrzepia duszę. Tego potrzebują dzieci od rodziców i rodzice od dzieci, małżonkowie, przyjaciele, wspólnoty, sąsiedzi, współpracownicy… a tak często właśnie tego dajemy sobie najmniej, bo życie goni, zadania same się nie zrobią i tyle różnych spraw wymaga naszej uwagi. Dlatego tak kocham Adorację. On nigdzie nie biega i nic nie załatwia. Po prostu JEST.

W tym roku w Ochotnicy mamy pogodę iście w kratkę. W jednym momencie jest upalne słońce, a już za chwilę burza z piorunami i ścianą deszczu. Zupełnie jak w życiu. Może Bóg chce nam pokazać, że cokolwiek by się nie działo, On JEST i to wystarczy.

Zielona siła życiowa

Za mną kolejna edycja rekolekcji fotograficznych. Za każdym razem z coraz większym zachwytem patrzę na działanie Duch Świętego w tym nietypowym połączeniu ducha ignacjańskiego z twórczością, kreatywnością i kontemplacją dzieła stworzenia. To zawsze ogromna radość i zaszczyt widzieć jak Bóg przemienia serca i uczy patrzeć z miłością. W tym roku usłyszałam największy komplement, jaki mogę sobie wyobrazić: „Myślałam, że to będą rekolekcje łatwe, miłe i przyjemne. Pomodlimy się, porobimy zdjęcia. Nie spodziewałam się, że będziemy schodzić tak głęboko!” Nie ma większej radości niż widzieć proces wychodzenia na głębię.

Jedna z rzeczy, o których wspominam na rekolekcjach to koncepcja zielonej mocy (viriditas) wg św. Hildegardy, mistyczki z XI w, znanej nam głównie z diet i przypraw, ale której wizja była znacznie szersza niż nam się wydaje. Nie jestem specjalistką od tej świętej, więc zostawiam Was z kawałkiem artykułu prof. Kowalewskiej:     

Choć świat został stworzony dla człowieka i ze względu na potrzeby człowieka, to w całym swym bogactwie i złożoności stanowi niejako jeden złożony organizm. Każdy z członków tego organizmu przenika siła, dzięki której te rzeczy istnieją. To moc Ducha Świętego, którego Hildegarda nazywa „rdzeniem” lub „korzeniem” każdego bytu. Dodatkowo wszelkie istoty żywe posiadają pewną moc życiową, zwaną przez wizjonerkę viriditas. Dzięki niej rosną, rozmnażają się, a także mogą się odradzać po okresach, w których ich funkcje życiowe – z różnych powodów – ulegają osłabieniu. Viriditas to taka „zielona siła życiowa”, która świadczy o witalizmie przyrody, jest podstawą dynamiki rozwoju i zdrowia organizmów. Jest ona warunkiem wszelkiego rozwoju, dojrzewania i owocowania. Hildegarda pisze w Liber divinorum operum: Per viriditatem ad fructuositatem, czyli „przez zieloną siłę do owocowania”. Zanikanie viriditas to utrata sił, co Hildegarda na podstawie własnych przeżyć określała jako odczucie wysychania krwi w żyłach i szpiku w kościach.” (prof. dr hab. Małgorzata Kowalewska, „Zielona Filozofia św. Hildegardy cz. II„)

Koncepcja zielonej siły podtrzymującej świat nieodłącznie kojarzy mi się też z encykliką Laudato Si, która jest bardzo bliska mojemu sercu i tylko ze względu na brak czasu nie zajmuję się już nią tak bardzo jak kiedyś. Szczególnie ważna jest dla mnie świadomość, że wszystko jest połączone i nic nie może istnieć w oderwaniu od świata. Jak pisał Thomas Merton – „Nikt nie jest samotną wyspą”. 

„Osoby Boskie są relacjami samoistnymi, a świat stworzony na wzór Boga jest siecią relacji. Stworzenia skierowane są ku Bogu, a cechą wszystkich istot żywych jest dążenie do innego stworzenia tak, że we wszechświecie można znaleźć niezliczone, trwałe relacje, które wzajemnie tajemniczo się przeplatają. Zachęca to nas nie tylko do podziwiania wielu powiązań istniejących między stworzeniami, ale prowadzi także do odkrycia klucza naszej samorealizacji. Byt ludzki bowiem tym bardziej się rozwija, tym bardziej dojrzewa i tym bardziej się uświęca, im bardziej wchodzi w relacje, przekraczając siebie, aby żyć w komunii z Bogiem, z innymi i ze wszystkimi stworzeniami. W ten sposób przyjmuje w swoim życiu ową dynamikę trynitarną, jaką Bóg w nim odcisnął od początku jego istnienia. Wszystko jest połączone, a to nas zachęca do dojrzewania w duchowości globalnej solidarności, która emanuje z tajemnicy Trójcy Świętej.” (Laudato Si 240)

Niech w ten wakacyjny czas, kiedy częściej mamy okazję do zachwytu nad stworzeniem, towarzyszy nam zielona siła, która daje życie światu, ale też w nas wlewa nową energię do działania na Bożą chwałę. 

Ja już opuszczam Falenicę, gdzie Pan Bóg pozwalał mi leżeć na zielonych hamaczkach i orzeźwiał moją duszę cudownym czasem towarzyszenia innym. Teraz czas ruszać dalej w drogę 😉

Wyzerować świat?

Dziś po raz pierwszy usłyszeliśmy nowy singiel Kwiatu Jabłoni promujący ich trzecią płytę. Piosenka ma tytuł „Od nowa” i snuje przed nami wizję, w której moglibyśmy rozpocząć wszystko od nowa, zapominając o trudnej przeszłości. 

Czy mógłby ktoś tak wyzerować świat
Żeby się nic nie stało do wczoraj?
Bez słów co bolą, bez otwartych ran
Żebyśmy się poznali od nowa

Ktoś mógłby pomyśleć, że tak właśnie będzie wyglądać Niebo. Bóg nareszcie przeniesie nas z tego łez padołu do nowej rzeczywistości, w której zapomnimy o cierpieniu, bólu i krzywdzie nam zadanej. Zaczniemy z czystą kartą i nie będziemy się już mierzyć z naszymi własnymi błędami; przestaniemy pamiętać o słowach, których wielokrotnie wypowiedzieliśmy o jedno za dużo; nie będą nas prześladować trudne wspomnienia.  Kusząca wizja? Otóż nie! 

Wydaje się, że Jezus prowadzi nas w kierunku zupełnie przeciwnym. Kiedy ukazuje się Apostołom po zmartwychwstaniu nie rozpoznają oni Jego twarzy, choć przecież widzieli go kilka dni wcześniej. Jego wygląd zewnętrzny musiał zatem przemienić się całkowicie. Znakiem rozpoznawczym stają się natomiast Jego… rany. Pokazuje uczniom przebite dłonie, stopy i bok. Czyż to nie szokujące, że ze wszystkich chwil spędzonych na ziemi, Syn Boży postanowił zachować właśnie ślady zbrodni? Czyż to nie oznacza przechowania w wiecznej Boskiej pamięci właśnie bólu i krzywdy? Dlaczego właśnie tak? 

Nie wiemy jak będzie wyglądało życie po śmierci, ale możemy być prawie pewni, że pamięć nie zostanie nam wymazana. I to jest bardzo dobra nowina! Nie zapomnimy o tym, co spotkało nas na ziemi, ale zaczniemy na to patrzeć z zupełnie nowej perspektywy, która przepełniona będzie czystą miłością. Wspomnienia przestaną nas boleć, rany przemienią się w blizny i zrozumiemy w pełni to, że nasza historia, choć trudna, była konieczna byśmy stali się tym, kim dzisiaj jesteśmy. Spotkamy wtedy tych, których kochaliśmy, by powspominać dobre czasy, ale spotkamy też naszych krzywdzicieli, by poznać ich motywacje i uwarunkowania, a potem razem z nimi zapłakać.

Odkryciem kopenikańskim było dla mnie swego czasu zrozumienie, że w Niebie nie będę mieć nowej relacji z Bogiem, ale będzie ona kontunuacją tego, co udało nam się zbudować już teraz. Powie mi wtedy: „A pamiętasz jak w ’98…?”, „Pamiętam jak prosiłaś…”, „Pamiętam jak razem płakaliśmy…”, „Pamiętam tę szaloną podóż…” To nie będzie spotkanie z obcym Bogiem, ale ze starym przyjacielem, z którym już wiele przeżyłam. Jaką szkodą byłoby zaczynać wszystko od nowa!  

Boże, nie wyzerowuj nam świata, ale naucz nas patrzeć na niego sercem, oczami Twojej Miłości.

 

Poezja uratuje świat

W niedzielę byłam na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa. Ostatnio miałam taką okazję jakieś pół życia temu, a czułam się jakby to było wczoraj. Piosenki, których nie słyszałam od początków tego wieku, same się śpiewały – bez trudu wydostawały się z najgłębszych zakamarków zakurzonej pamięci. Czas płynie nieubłaganie, ale czyni czasem tak przedziwne zakręty, jak wąska rzeka wśród szuwarów. Zastanawiasz się jak to możliwe, że właśnie taką wybrała trajektorię i czy nie zaczęła przypadkiem płynąć w odwrotnym kierunku… Wróciły wspomnienia wielu nocy przy ognisku czy świecach, kiedy „czwartą nad ranem” śpiewało się, a jakże, o czwartej nad ranem; czasów kiedy na szóstkę z polskiego wystarczyło zaśpiewać dobrze znaną „Glorię”; niepowtarzalnych chwil słuchania „bieszczadzkich aniołów” w Wetlinie… 

Wcale nie chciałabym wracać do tych czasów młodości, ale uświadomiłam sobie, że to kim jestem teraz ukształtowała poezja. Nigdy nie zaczytywałam się w tomikach wierszy, ale jednak słowa napisane przez Stachurę, Bellona, Szymborską, Baczyńskiego, Grechutę czy Miłosza towarzyszyły mi w różnych momentach mojego życia. Nawet jeśli wtedy jej nie rozumiałam, to przenikała do mojego serca, ucząc łagodności, bratestwa, nadziei, optymistycznego spojrzenia na świat i ludzi. Wyrażała niewyrażalne i przez to pozwalała przeżyć to, co jest trudne do nazwania. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że świat byłby piękniejszym miejscem gdyby więcej osób czytało poezję…

Nic dziwnego, że Kościół od zawsze modli się psalmami. Poezja z Bożego natchnienia pozwala nam spotkać się z uczuciami, na które często sobie nie pozwalamy (szczególnie wobec Boga) lub usłyszeć coś ważnego w sytuacji, która nas przerasta. Choć psalmy czytamy na każdej Eucharystii, to trudno nie mieć wrażenia, że traktujemy je często jako coś upchniętego między jedno a drugie czytanie i rzadko zwracamy uwagę na jego przesłanie. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć homilie, które właśnie do tej części Liturgii Słowa się odnosiły, a jestem przekonana, że Księga Psalmów ma jeszcze wiele do odkrycia przed nami wszystkimi. Dlatego też stała się ona nieodłączną częścią rekolekcji fotograficznych, które po raz kolejny już za chwilę będę miała okazję prowadzić. Pan Bóg mówi do serca nie tylko przez swoje Słowo, ale też przez cały świat stowrzony, który krzyczy do nas o dobroci Wielkiego Twórcy. Już się nie mogę doczekać!

Siła bezsilności

W zeszłym tygodniu udało mi się z powodzeniem zakończyć kolejny rok szkolny. Nikt nie zginął, to jednak sukces. Zakończenie roku to zdecydowanie najprzyjemniejszy dzień w pracy nauczyciela. Słyszy się wtedy same podziękowania, a perspektywa 2 miesięcy bez prowadzenia lekcji (co nie oznacza bez pracy) jest niewątpliwie na tyle optymistyczna, że potrafi przysłonić trud kończącego się roku. Od mojej klasy znowu dostałam absolutnie cudowny prezent – zestaw herbatek w saszetkach, z których każda opatrzona jest dobrym słowem, obrazeczkiem lub miłym życzeniem. Powinno mi wystarczyć do końca wakacji! Nie zabrakło też kubka z chosenowymi rybkami, żebym miała w czym pić 🙂 

Nie codziennie jednak w szkole życie tak wygląda. Dominującym uczuciem towarzyszącym tej pracy, przynajmniej w moim wypadku, jest bezsilność. Nie wiesz jak wytłumaczyć, żeby zrozumieli; nie wiesz jak zmotywować, żeby im się chciało; nie wiesz jak ocenić, żeby było naprawdę, a nie tylko pozornie sprawiedliwie. Wielokrotnie Twoje działania są kontrskuteczne, musisz ponosić konsekwencje nie swoich decyji i czasem walczyć z systemem, który bywa opresyjny dla wszystkich. Oczywiście zdarzają się też momenty satysfakcjonujące – iskierki w oczach młodego człowieka, który napisał swój pierwszy program i działa (!); wycieczka, z której wszyscy są zadowoleni; pomysł na lekcję, który sprawił, że klasa nie ma ochoty wyjść z sali. Te momenty to jednak zwykle tylko światełka w ciemności. Nie piszę tego, żeby narzekać, czy udowadniać, że nauczyciele mają najgorzej. Każdy ma swoje wyzwania i bardzo nie chciałabym ich porównywać. Piszę po prostu o tym jak ja to przeżywam. Zresztą mając możliwość powrotu do pracy w IT czy korpo, podjęłam bardzo świadomą decyzję, że wolę bezsilność w szkole niż poczucie bezcelowości w biznesie. 

Duchowo patrząc, taka pozycja bezsilności wydaje się być jedną z najlepszych z możliwych. Św. Paweł mówi, że chlubić się może tylko ze swoich słabości, bo wtedy objawia się Chrystus, który w nim żyje. Pasmo sukcesów, nawet pobożnych i ewangelizacyjnych, może być dla nas niebezpieczne, jeśli choć na chwilę zapomnimy, że to nie naszą mocą dane jest nam czynić cuda, ale tylko i wyłącznie mocą Ducha Świętego. Staram się więc patrzeć na zmagania szkolne w duchu wdzięczności. Czasami chciałoby się zrobić tak wiele, a możemy sprawy powierzać jedynie Bogu. Owoców tego możemy nigdy nie zobaczyć, ale jestem przekonana, że one są. On nas przecież nie porzuca w naszej bezsilności.

Ja właśnie dotarłam do Falenicy na dwutygodniową przygodę prowadzenia rekolekcji. To miejsce, w którym dużo łatwiej powierzać swoją pracę Bożej Opatrzności, bo to co najważniejsze dzieje się w bezpośredniej relacji Stwórcy ze stworzeniem, a my w dużej mierze jesteśmy tylko świadkami tego cudu. Tu jest mnóstwo przestrzeni na przesiąkanie Bożym Słowem, spacery po lesie, czas z Nim i dla Niego. Całkiem o szkole zapomnieć się jednak nie da. Będę powierzać Duchowi Świętemu też moich uczniów. Pięknych wakacji!

Jarzmo dobre i łagodne

Wpatrujemy się dzisiaj w Serce Jezusa. Chcemy tak jak On czuć, decydować, patrzeć na świat. W tym roku towarzyszy nam Słowo z Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 11,25-30) o Sercu cichym i pokornym. Jezus mówi w nim również o jarzmie i to ostatnie zdanie mnie zatrzymało.

Dla mieszczucha takiego jak ja, jarzmo (ζυγον) nie jest słowem dobrze znanym. Rozumiem, że narzędzie to służy do tego, żeby zwierzęta pociągowe skierować na właściwą drogę, by nie schodziły gdzieś na boki. Może być też kojarzone z jakąś niewolą, poddaniem się komuś. Jezus zachęca nas do tego, żebyśmy wzięli to jarzmo na siebie, czyli dali się poprowadzić w tym zaprzęgu, dzięki któremu będziemy bardziej skupieni na tym co ważne, a nie rozpraszali się na boki i szli opłotkami przez krzaki (czyż to nie jest to, co jest nam dziś baaaaardzo potrzebne?). Nie jest to oczywiście proces przyjemny, ale może za to być bardzo owocny i prowadzący do pełni życia. Bardzo kojarzy mi się z innym słowem, któremu powinniśmy poświęcić chyba więcej uwagi: ascezą. Zdaje się, że niesłusznie ma ono dla nas konotacje masochistyczne i kojarzy się z całkowitym zaniedbaniem własnych potrzeb. Tymczasem praktyka samodyscypliny i wkładanie własnego wysiłku w ćwiczenia duchowe są konieczne dla naszego rozwoju, nawet jeśli oczywistym jest, że zbawieni jesteśmy przez łaskę, a nie zbieraniu punktów za przekraczanie siebie. Jedno drugiego nie wyklucza, choć niektórzy tak sprawy przedstawiają. Dzisiaj Jezus zachęca do wzięcia tego jarzma na siebie i obiecuje, że będzie z tego wiele dobrego.

W znanym nam polskim tłumaczeniu owo jarzmo ma być nazwane przez Jezusa słodkim. Jako, że słodkie mogą być zarówno lody waniliowe jak i kotki w internecie, postanowiłam sprawdzić, czy rzeczywiście o coś w tym rodzaju może chodzić. Otóż pierwszymi tłumaczeniami słowa χρηστος są: dobry, życzliwy, szlachetny i łagodny. Każde z tych znaczeń otwiera całe uniwersum interpretacji, więc skupię się na dwóch, które mnie na dziś najbardziej inspirują.

Dobre jarzmo to takie, które może nie będzie przyjemne, ale jednak przyniesie konkretne dobre owoce. Powinno być najbardziej oczywistym, że to, co proponuje Bóg, jest dobre (w końcu to Jego natura i nie umiałby inaczej!), a jednak  mam wrażenie, że czasami wydaje nam się to najbardziej podejrzane. Trochę jak w znanym powiedzeniu Ronalda Reagana: „Jeżeli państwo chce twojego dobra, musisz owo dobro dobrze schować”. Czy przypadkiem nie mamy takich samych skojarzeń odnośnie Boga? Może na poziomie rozumu zdajemy sobie sprawę, że Bóg chce naszego dobra, ale uczucia podpowiadają nam odwrotnie – że chce nam coś odebrać i żąda ofiary. Może warto dzisiaj przemodlić te skojarzenia i przypomnieć sobie tę najważniejszą prawdę o Bożej Miłości i Dobroci.

Jarzmo może być również łagodne i ta interpretacja bardzo współgra z kolejnym zdaniem mówiącym o tym, że brzemię (dokładnie ciężar – φορτιον) jest lekkie (ελαφρον). Jezus wyraźnie mówi o tym, że nie zabierze nam naszych ciężarów, ale jeszcze ich nam dołoży. Paradoksalnie jednak okażą się one lekkie i to jest bardzo dobra nowina. Z pewnością jest to moim doświadczeniem, że jeśli podejmuję się trudnych działań ze względu na natchnienie od Ducha Świętego, to łaski z tym związane przewyższają wszelkie moje oczekiwania. Przyjęcie decyzji, z którymi się nie zgadzamy może mieć wymiar lekkości, jeśli mamy zaufanie, że Bóg nas prowadzi. Cierpienie możemy przeżywać z pokojem serca, jeśli ofiarujemy je w czyjejś intencji. Rezygnacja z naszych pragnień może być szczęściem, jeśli robimy to w imię większej miłości. 

Słowo χρηστος występuje w Ewangeliach jeszcze w wersecie Łk 6,35: „Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry (χρηστος ) dla niewdzięcznych i złych.” Skoro Bóg jest łagodny i dobry nawet dla tych, którzy są najdalej od Niego, to tym bardziej zachęta, by być takimi jak On dla siebie i innych, wpatrując się w Jego Miłujące Serce, a obietnicą na dziś jest to, że nasze jarzma też takimi będą dla nas.

p.s. Ikona by niezrównany Przemek Wysogląd SJ ❤️

W objęciach Trójcy

Od jakiegoś czasu bardzo lubię Uroczystości Trójcy Świętej, bo przypomina mi o tym, że Boga nie da się zrozumieć. Można tylko czytać znaki, szukać intuicji, wsłuchiwać się w Słowo i swoje serce. Podobnie jak miłości nie można zrozumieć – choć nie jest ona uczuciem, to równo daleko jej od racjonalności. Prawdziwa miłość to szaleństwo oddania życia we wszystkich jego wymiarach, co pojąć może tylko ten, kto sam jest w niej zanurzony, kto doświadczył jej w całej pełni wszystkimi zmysłami i głębią duszy. Tym też jest tajemnica Trójcy – jeden Bóg w trzech Osobach, wspólnota wiecznej i doskonałej Miłości. Dane nam będzie ją zrozumieć dopiero wtedy, kiedy staniemy się jej częścią w wieczności. 

Na szczęście już dziś możemy szukać i znajdować we wszystkim okruchów tej Miłości. Czujemy wtedy, że choć żyjemy w ciele i przeżywamy trudy codzienności, to jednak jakaś część nas oddycha już Niebem. Możemy poczuć się jak człowiek z tego mojego ulubionego przedstawienia Trójcy, o którego troszczy się Bóg ze wszystkich stron. Jego kondycja zdaje się pokazywać to, co mówił św. Paweł: „moc w słabości się doskonali” (2 Kor, 12,9). Im bardziej jesteśmy świadomi swoich ułomności, tym bardziej otwieramy się na tę troskę i pozwalamy się sobą zaopiekować. Czyż nie jest to tak naprawdę jedyną rzeczą, którą możemy zrobić o własnych siłach? Pozwolić się kochać.

W tym semestrze miałam okazję chodzić na wykład z teologii duchowości. Kilka ostatnich zajęć poświęconych było mistykom, którzy zajmują w teologii miejsce centralne, bo nauka oderwana od kontemplacji sprowadziłaby się do teoretycznych rozważań przy zielonym stoliku i nie byłaby odkrywaniem prawdziwego Boga. To, co było wspólne wszystkim doświadczeniom mistycznym, to nie różne nadzwyczajne znaki, które często przyciągają najwięcej uwagi, ale cierpienie, które przeprowadzało ich przez drogę prawdziwego naśladowania Chrystusa. Jak pisał Walter Kasper: „Ma więc mistyka naturę pielgrzymią. Często żyje w mroku Golgoty, a jednak trwa w wierze, w pewności, że znajdzie miejsce u Boga, w Jego miłosierdziu, dostrzega promieniujące na horyzoncie światło zmartwychwstania”. Człowiek z płaskorzeźby przypomina mi właśnie mistyka, który pozbawiony swoich sił, podtrzymywany jest przez Boskie tchnienie.

Jak co roku w tym dniu przypomina mi się też moja kenijska przygoda, podczas której pewien muzułmanin uświadomił mi, że nic piękniejszego o Bogu nie można powiedzieć niż to, że jest wspólnotą, a nie samowystarczalnym samotnikiem nie potrzebującym dzielić z nikim swojej chwały. Właśnie to odróżnia chrześcijaństwo od innych religii, że nasz Bóg tak bardzo pragnął dzielić się swoją chwałą, że postanowił swoją ukryć i stać się jednym z nas. Niepojęte, a jednak.  

Nie martwcie się!

Końcówka roku szkolnego i akademickiego to zawsze czas intensywny. Wtedy w praktyce wychodzi na ile próbuję po swojemu gonić z różnymi sprawami, a na ile pozwalam sobie na to, żeby Jezus się tym zajął. Szukanie zdrowego balansu między tym co zrobić trzeba, a tym, co można i należy odpuścić, nigdy nie było łatwe. Ostatnio inspiracją było dla mnie kazanie na górze (Mt 6, 25-34). Pojawia się tam wyrażenie „μη μεριμνατε”, które tłumaczone jest zazwyczaj na polski jako „nie troszczcie się”, ale w pierwszej kolejności oznacza „martwić się” lub „niepokoić”. Niby prawie to samo, a jednak jak się głębiej przyjrzeć, to różnica jest znacząca, bo troska jest w ogólnym znaczeniu czymś dobrym i pięknym. Mamy troszczyć się o innych i o siebie, to jeden z podstawowych przejawów miłości. Stąd, żeby zrozumieć przekaz Jezusa, tłumacz dodał słowo „zbytnio”, którego nie ma w oryginale, aby rozróżnić właśnie pozytywną troskę od tej nadmiernej i niepotrzebnej. Mamy jednak te dwa słowa, które od razu pozwalają nam spojrzeć z właściwej strony. Etymologia słowa „martwić się” związana jest bowiem ze śmiercią – oznacza pozbawiać życia, czynić martwym. Nie inaczej ma się sprawa z „niepokojem”, który jest zaprzeczeniem pokoju w nas i naszym otoczeniu. Może więc mamy się troszczyć, ale nie tak, by to odbierało życie i pokój? 

Pisząc to, jestem właśnie w Falenicy, gdzie już po raz drugi (i mam nadzieję, że nie ostatni!) organizujemy skupienie weekendowe z The Chosen.  Oglądamy sobie fragmenty trzeciego sezonu i próbujemy spotkać się z Bogiem, medytując zarówno Słowo Boże jak i to, co przeżywają poszczególni bohaterowie. Jednym z powracających motywów tych rozważań jest zaufanie. Jezus posyłając uczniów po dwóch na misję, mówi, że mają nie brać żadnych zabezpieczeń, tylko polegać na łasce. Szymon Piotr chodząc po wodzie musi zaufać, że fale go utrzymają. Jakub Mniejszy słyszy nie tylko o tym, żeby zaufał w tajemniczy plan Boży w sprawie swojej choroby, ale też o tym, że Bóg ufa jemu, że wypełni doskonale misję, mimo swojej słabości. 

Zaufanie jest podstawą budowania każdej relacji i pierwszym w co uderza szatan, próbując nas podzielić. Diabelski podszept „czy na pewno?” towarzyszy nam nieustannie w naszej relacji z Bogiem. Ciągle na nowo budujemy w sobie ufność, że On jest dobry i pragnie tylko naszego szczęścia, nawet jeśli sprawy nie idą po naszej myśli. Kiedy wszystko idzie gładko, nie potrzebujemy zaufania, prawda? 

Wydaje mi się, że najtrudniejsze w tym wszystkim jest nie martwić się o przyszłość. Jedną z największych cnót w dzisiejszym świecie jest trwać w „tu i teraz” i zaufać, że dzień jutrzejszy sam o siebie troszczyć się będzie. 

p.s. Już wszystkie nasze komentarze do 3 sezonu zlądowały na YT. Zapraszamy: https://www.youtube.com/@twojejestwszystko

Kontemplacyjna Droga Światła

Po 12 latach od napisania Kontemplacyjnej Drogi Krzyżowej, udało mi się napisać Kontemplacyjną Drogę Światła. Zdałam sobie sprawę z tego, że uczniowie spotykając Jezusa po zmartwychwstaniu nie przeżywali samych przyjemnych uczuć, ale było w nich od samego początku do samego końca mnóstwo skrajnych emocji. Tak jak życie przynosi nam ciągle zaskoczenia, w których często trudno nam się odnaleźć i sztuką jest przyznać, że wszystko jest tak jak ma być.
 
„Mistycy, niezależnie od wyznawanej przez siebie doktryny, zgodni są co do tego, że wszystko, co nas otacza, jest takie, jakie być powinno. Wszystko.” Przebudzenie, Anthony De Mello
 

1. Jezus zmartwychwstaje

Nazajutrz, to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata i oznajmili: «Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: „Po trzech dniach powstanę”. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: „Powstał z martwych”. I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze». Rzekł im Piłat: «Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie». Oni poszli i zabezpieczyli grób opieczętowując kamień i stawiając straż. Mt 27, 62-66

Wyobraź sobie ciemną noc i zamieszanie wśród straży, kiedy orientują się, że grób, którego pilnowali, jest pusty. To, co za chwilę stanie się radością Apostołów, budzi lęk i przerażenie u tych, którzy dostali rozkaz, by nic się tej nocy nie wydarzyło. Stań się na chwilę jednym ze strażników. Czujesz lęk, niedowierzanie, wewnętrzne zamieszanie, gdy nie wiesz w co masz wierzyć, kiedy burzą się Twoje wyobrażenia. Jak możesz odnieść to do swojego życia?

2. Niewiasty idą do grobu

Anioł zaś przemówił do niewiast: «Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie. Oto, co wam powiedziałem». Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom. Mt 28 5,8

Zobacz oczami wyobraźni niedzielny świt, poczuj chłód poranka na twarzy. Udajesz się razem z kobietami pośpiesznie do grobu, by dokończyć pogrzeb Jezusa. Niesiecie wonności, by namaścić Jezusa i nagle anioł staje Wam na drodze i mówi, że nie ma Go w grobie, że powstał z martwych. Czujesz ogromną radość z powodu tych niesamowitych wieści, ale też zaskoczenie i lęk z powodu sytuacji tak nowej i nieoczekiwanej. Odnajdujesz takie momenty w swoim życiu?

3. Jezus ukazuje się Marii Magdalenie

Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę».  Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy: Nauczycielu! J 20,15-16

Wczuj się na chwilę w emocje Marii Magdaleny. Wydaje Ci się, że straciłaś to, co miałaś w życiu najcenniejsze. Płaczesz tak bardzo, że nawet nie poznajesz Mistrza, za którym tęsknisz. Usłysz jak w tej rozpaczy Jezus mówi do Ciebie po imieniu. Spójrz Mu w oczy i doświadcz tego, że On cały czas jest. Jaką stratę opłakujesz? Spotkaj w niej Zmartwychwstałego.

4. Piotr i Jan biegną do grobu

Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. J 20,3-8

Stań się na chwilę Janem, który wraz z Piotrem biegnie do grobu. Odczuwasz zmęczenie biegiem, ekscytację, ale też niepewność tego co się wydarzy. Stajesz przed wejściem w chwili zawahania, a potem zerkasz do pustego grobu, widzisz płótna i chusty. Kontempluj przez chwilę ten widok. Spróbuj doświadczyć w swoim sercu tego przemieniającego momentu, który sprawi, że jak Jan, na nowo wypowiesz swoje „wierzę!”

5. Uczniowie idą do Emaus

Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.  Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Łk 24,30-33

Wybierz się wraz z Łukaszem i Kleofasem do wsi Emaus. Czujesz smutek, zrezygnowanie, rozczarowanie tym jak potoczyły się wydarzenia ostatnich dni. Słuchasz wędrowca, który się do Was przyłącza i wyjaśnia Wam pisma. Twoje serce odzyskuje życie i radość. Wędrowiec wchodzi z Wami do wsi i dopiero przy łamaniu chleba poznajecie, że to Jezus. To wszystko zmienia. Zatrzymaj się na chwilę w tym momencie i znajdź w sobie entuzjazm powrotu do wspólnoty. Dokąd wrócisz razem z uczniami? Co jest Twoją Jerozolimą?

6. Apostołowie gromadzą się w wieczerniku

A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!» Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam» Łk 24, 36-39

Usiądź razem z Apostołami w ciemnym wieczerniku, przy drzwiach zamkniętych przed żydami. Czujesz atmosferę lęku i braku nadziei we wspólnocie. Mimo wcześniejszych doświadczeń spotkania ze Zmartwychwstałym, nadal jeszcze nie widzisz, że to zmienia bieg historii. Nagle Jezus przechodzi przez zamknięte drzwi i mówi: „pokój Wam, nie bójcie się”. Gdzie w Tobie nadal nie ma pokoju? Odnieś to do swojego życia.

7. Jezus ukazuje się Tomaszowi

Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: «Widzieliśmy Pana!» Ale on rzekł do nich: «Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę». A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: «Pokój wam!» Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!» Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!» J 20,24-28

Postaw się w sytuacji Tomasza. Nie było Cię w wieczerniku, kiedy Apostołowie spotkali Jezusa. Opowiadają Ci o tym co zaszło, ale Tobie nie wystarczy usłyszeć, chcesz osobiście doświadczyć i dotknąć Jezusa własnymi rękoma. Nie ustępujesz, wiesz czego chcesz, mówisz o tym głośno i wyraźnie. Spotkaj się teraz z Jezusem, który przychodzi specjalnie dla Ciebie. Powiedz Mu o wszystkich swoich wątpliwościach, powiedz lub wykrzycz to, co w Tobie. Bądź szczery.

8. Cudowny połów nad jeziorem galilejskim

Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: «Dzieci, czy macie co na posiłek?» Odpowiedzieli Mu: «Nie». On rzekł do nich: «Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie». Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan!» J 21, 3-7

Usłysz jak Piotr mówi: „idę łowić ryby” i udaj się z Apostołami nad jezioro Galilejskie. Czujesz smak porażki, kiedy nic nie udaje się złowić, towarzyszy Ci rezygnacja, smutek i rozczarowanie. Nagle słyszysz jak ktoś z brzegu mówi o zarzucaniu sieci i widzisz mnóstwo złowionych ryb. To jasny znak, który odnosi Cię do początków Twojego powołania. Co jest Twoim wspomnieniem pierwszych chwil zachwytu Jezusem? Zatrzymaj się przy nim na moment.

9. Jezus podaje uczniom śniadanie

A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: «Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili». Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: «Chodźcie, posilcie się!» Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?» bo wiedzieli, że to jest Pan. J 21, 9-12

Stań się na chwilę jednym z uczniów nad jeziorem Galilejskim. Po ciężkiej nocy spędzonej na łodzi, widzisz śniadanie przygotowane przez Jezusa – chleb i pieczoną rybę, do której dołączą za chwilę kolejne z cudownego połowu. Czujesz lekką poranną bryzę na twarzy, słyszysz skwierczenie ognia, widzisz wspólnotę wokół ogniska. Bądź teraz przez chwilę przy tym śniadaniu. Doświadczaj bliskości Jezusa i tego jak On się o Ciebie troszczy.

10. Pytanie o miłość

A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?» Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje!» I znowu, po raz drugi, powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?» Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś owce moje!». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?» Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?» I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje! J 21, 15-17

Wczuj się w to, co przeżywa teraz Szymon Piotr. Mimo wielkich chęci naśladowania Jezusa, masz za sobą doświadczenie zaparcia się Go w najważniejszym momencie. Nauczyło Cię to pokory i pozwoliło spojrzeć na siebie w prawdzie. Siedzisz teraz z Jezusem przy ognisku i słyszysz Jego pytanie skierowane do Ciebie: „czy kochasz mnie?”. Znasz już swoje słabości, ale nadal pragniesz całym sercem iść za Nim. Co Mu teraz odpowiesz?

11. Nakaz misyjny

Jedenastu zaś uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata» Mt 28, 16-20

Po wszystkich przeżyciach spotykania się z Jezusem przez 40 dni, Apostołowie wracają na górę w Galilei. Tyle się wydarzyło, a niektórzy nadal wątpili. Stań razem z nimi i usłysz Jego posłanie: „idźcie i nauczajcie wszystkie narody”. Jakie uczucia się w Tobie pojawiają? Może radość i duma, może lęk i przytłoczenie? A może jeszcze coś innego masz teraz w sercu? Do kogo dzisiaj Jezus Cię posyła?

12. Wniebowstąpienie

Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach.  I rzekli: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba». Dz 1, 9-11

Stań wśród Apostołów, którzy widzą Jezusa wstępującego do Nieba. Czujesz atmosferę podniosłości, towarzyszą Ci przeróżne emocje. Przyszedł czas definitywnego rozstania i pójścia w świat. Jak sobie jednak poradzić bez Mistrza? Maria Magdalena przeżyła już swoje „nie zatrzymuj Mnie!” i dzisiaj przyszła kolej na Ciebie. Co jest Ci ciężko zostawić i pójść dalej? W jakie niebo się wpatrujesz zamiast głosić Dobrą Nowinę?

13. Uczniowie wraz z Maryją trwają na modlitwie

Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego. Dz 1, 13-14

Wyobraź sobie siebie w Wieczerniku wraz z uczniami i Maryją. Wspólnocie towarzyszy jeszcze wiele niepewności i lęku, ale jesteście razem, trwacie na modlitwie, wspólnie przeżywacie trudny czas, kiedy musicie już radzić sobie bez Jezusa. Rozglądasz się dookoła i widzisz twarze tych, którzy są obok. Kto jest na dziś Twoją wspólnotą? Podziękuj za nich.

14. Zesłanie Ducha Świętego

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić. (…) Zdumiewali się wszyscy i nie wiedzieli, co myśleć: «Co ma znaczyć?» – mówili jeden do drugiego. «Upili się młodym winem» – drwili inni. Dz 2, 1-4; 12-13

Znajdź się w Wieczerniku razem z uczniami. Czujesz gwałtowny podmuch wiatru, słyszysz szum i widzisz płomienie nad głowami swoich towarzyszy. Odczuwasz radość i siłę od Ducha Świętego. Doświadczasz szaleństwa, które płynie z głębokiego zjednoczenia z Bogiem – takiego, że inni mówią: „upili się młodym winem”. Co w Twoim życiu daje Ci takie poczucie radości?

Wielka Sobota

Cisza 

Wobec śmierci zawsze słowa są zbędne. Można tylko milczeć i trwać, można ufać i kochać. Boimy się jednak ciszy, bo ona wydobywa z nas to, czego możemy się nie spodziewać. Zagłuszamy ją nawet na modlitwie – ciągle musimy coś odmawiać, odśpiewywać, wypraszać i czasem wygarniać Panu Bogu. A cisza jest okazją do słuchania. 

Nosimy w sobie tę głęboką ciszę, tak jak ocean, który na powierzchni wzburzony i miotający falami, na dnie jest oazą spokoju. Jeśli tylko znajdziemy w sobie siłę, żeby zejść głębiej, odkryjemy coś bardzo ważnego o sobie, o Bogu, o świecie. Więcej niż z krzykliwych artykułów i głośnych komentarzy. 

Oczekiwanie

Najtrudniejsze w Wielkiej Sobocie jest to, że nic się nie dzieje. Często łatwiej jest cierpieć niż czekać, łatwiej jest się poddać niż podtrzymywać w sobie nadzieję, łatwiej jest uciec niż trwać. Ten czas zaprasza do cierpliwości i ufności, że to, co może wydawać się końcem, wcale nim nie jest. 

Kiedyś kierownik duchowy mówił mi o tym, że nasza wiara umacnia się w „czasie między trapezami”.  To ten moment, kiedy akrobata wykonując ewolucje w powietrzu puścił już jeden trapez, ale jeszcze nie zdążył złapać następnego. Nigdy nie wykonywałam takich akrobacji, ale wyobrażam sobie, że te kilka sekund może dłużyć się w nieskończoność i towarzyszyć im może mnóstwo niepokoju. To jest właśnie doświadczenie Wielkiej Soboty – przecież wiesz, że ta historia ma ciąg dalszy, ale czy aby na pewno?… Tu właśnie próbuje się moje zaufanie, a nie wtedy gdy wszystko już wiem i rozumiem.

Jak trudne jest oczekiwanie na spełnienie obietnicy, widać na przykładzie Abrahama. Zanim wypełniły się słowa jakie usłyszał od Boga, wielokrotnie próbował przepchnąć swój własny plan, popełniając po drodze mnóstwo błędów. Przypominam sobie o tym ilekroć mam poczucie, że przecież czas mija i nic się nie dzieje, a ja zaczynam tracić nadzieję. Bóg naprawdę wie co robi i tylko nam się wydaje, że zwleka (por. 2P 3,9)  

Pustka

W Wielką Sobotę nie sprawuje się żadnej Liturgii. Niech Was nie zmylą napisy na plakatach w parafiach, bo coś takiego jak Liturgia Wielkie Soboty nie istnieje! Wigilia Paschalna to już obchody Niedzieli Zmartwychwstania, którą według żydowskiej tradycji rozpoczynamy już po zmroku. Jedyną liturgią soboty jest Liturgia Godzin, która w tych dniach jest szczególnie piękna. Starożytna homilia na Wielką i Święta Sobotę zachwyciła mnie od pierwszego przeczytania. Jezus, wydobywający z Otchłani wszystkich od samego Adama i Ewy, to pokazanie w praktyce jak wygląda zwycięstwo życia nad śmiercią. To są konkretne osoby w historii świata, które spotkamy kiedyś w Wieczności.

Poza tym w Liturgii jest pustka. To czas, by trwać na Adoracji, ale przede wszystkim by głęboko przeżyć pustkę, którą mamy w sobie. Tę, którą zapychamy wielością zadań, ilością słów, hałasem codzienności. Ona nie jest wygodna, powoduje cierpienie, ale bez niej nie skorzystamy w pełni z łaski, jaką ma dla nas Bóg, bo do tego potrzeba pustego naczynia. 

Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.

« Older posts Newer posts »

© 2024 Spojrzenie Serca

Theme by Anders NorenUp ↑