Dokładnie 245 lat temu, we francuskim miasteczku Joigny, przyszła na świat Magdalena Zofia Barat. Jak sama potem mówiła, zrodził ją ogień. Wynikało to z tego, że jej matka urodziła ją przedwcześnie ze względu na pożar jaki wybuchł w ich domu, ale też dlatego, że jej życiu duchowemu towarzyszył ogień miłości Serca Jezusa i płomienna gorliwość, by tą miłością się dzielić z innymi. Wydaje się więc bardzo znamienne, że to właśnie jej relikwie zostały kilka dni temu umieszczone w ołtarzu katedry Notre Dame, heroicznie odbudowanej po tragicznym pożarze. Wraz z czterema innymi świętymi, związanymi z Paryżem, będzie teraz nowym znakiem obecności Boga pośród swojego ludu we Francji, w Europie i na całym świecie. Podczas Liturgii z okazji otwarcia katedry wiele mowy było o nadziei – św. Magdalena Zofia wydaje się być dobrą patronką nadziei na nowy powiew Ducha, bo sama zmagała się z odrodzeniem swojego kraju ze zgliszczy po rewolucji francuskiej. Choć wiele osób traktuje katedrę jedynie jako dobro państwowe i w jej odbudowie upatruje jedynie potęgę narodu wobec sił natury, to patrząc oczami serca, trudno nie dotrzec Bożej opatrzności przeprowadzających nas przez mniejsze i większe pożary w naszym życiu. 

Tymczasem jesteśmy w połowie Adwentu, który ma rozpalić w nas tęsknotę za wiecznością, ale tez przypomnieć, że Jezus przyszedł na świat, by dzielić z nami naszą codzienność. Podobnie jak my, miał swoją rodzinę, przyjaciół, radości i plany, ale też trudy, biedę i odrzucenie. W sposób szczególny przypominamy sobie też, że to wszystko nie wydarzyłoby się bez udziału Maryi. Z tej okazji obejrzałam najnowszą produkcję netflixową „Maryja”. Wiele z moich refleksji pokrywa się z tym, co mówi o. Piotr, więc odsyłam do jego recenzji, ale kilka słów mogę dorzucić. W moim odczuciu, w filmie pojawia się dużo ognia, ale niestety mało światła. Święta rodzina wyłaniająca się na koniu z płonącego domu jest jedną z najgorszych scen tej produkcji, a sala pełna świec podczas zwiastowania wprowadza raczej niepokój zamiast oddawać klimat obecności Bożej. Światła nie wnosi też postać samego archanioła Gabriela, który ma twarz raczej demoniczną niż boską. Jest oczywiście też w filmie kilka dobrych momentów i kilka bardzo dobrych tekstów, ale nic nie poruszyło mnie na tyle, by zostać ze mną na dłużej. Tego powiedzieć nie mogę o moim ukochanym serialu, którego każdy odcinek niesie ze sobą nieskończenie wiele natchnień choćbym go oglądała po 10 razy. Dlatego całym sercem i bez zawachania polecam odcinek świąteczny The Chosen, który z pewnością będzie inspiracją 🙂

Niech ogień Ducha Świętego płonie w naszej codzienności i rozświetla wszelkie ciemności swoim przedziwnym światłem! 🔥