Jednym z ważniejszych fragmentów Ewangelii jest dla mnie namaszczenie w Betanii. Maria rozbija flakonik z drogocennym olejkiem nardowym, którego woń wypełnia cały dom. Ten zapach towarzyszy mi co roku w wielkim tygodniu, bo pewien kreatywny franciszkański duszpasterz z Poznania postanowił kiedyś podarować wszystkim uczestnikom Akademickich Gorzkich Żali maleńką fiolkę prawdziwego nardu i od tego czasu zawsze uroczyście otwieram ją w Wielki Poniedziałek. Ta scena była też przedmiotem mojej kontemplacji na tegorocznych rekolekcjach i uświadomiła mi jak bardzo w ostatnim czasie skupiłam się na trosce o flakonik, a nie o cenny olejek w środku. Zapragnęłam wtedy, by doświadczenie paschalnej woni rozlało się na większą część mojego życia.
Ostatnio zdałam sobie sprawę, że Adwent też ma swoje zapachy. Zapach kadzidła i świec, pomarańczy i cynamonu, igliwia i siana, miodu i imbiru, mroźnego powietrza o poranku… To nie są zapachy, jakie towarzyszyły Jezusowi podczas Jego narodzin (może poza tym sianem ;)), ale są to zapachy, które wpisują się w nasz czas oczekiwania na Jego powtórne przyjście. Oddają tęsknotę za ciepłem, za słońcem, za bliskością. Sprawiają, że w tej ponurej aurze robi się jaśniej.
Na początku tego roku inspiracją do modlitwy stała się dla mnie książka „Dotknij, poczuj, zasmakuj” autorstwa Ginny Kubitz Moyer, która proponuje proste modlitwy w oparciu o wszystkie 5 zmysłów. Kiedy w mojej głowie pełno było różnych myśli, potrzebowałam spotkania z Bogiem, które zaangażuje moje ciało i pozwoli doświadczyć Boga, który przekracza to, co logiczne i zrozumiałe, przenikając wszystko swoją Obecnością. U progu tegorocznego Adwentu wróciła do mnie ta myśl, szczególnie pod kątem zapachów. Goszczą one już u mnie od jakiegoś czasu za sprawą dyfuzora do aromaterapii, który dostałam od moich uczniów i który od razu przyjął się w mojej codzienności, powodując, że zszargane szkołą nerwy choć trochę mogą się odprężyć otulone cedrem, drzewem różanym i majerankiem. Na szafeczce stoi olejek z pestek malin, a w łazience sól do kąpieli pachnąca lawendą. Przy biurku czeka już na otwarcie kalendarz adwentowy z herbatami (genialny pomysł!), by mój dom mógł wypełnić się kolejnymi zapachami, pobudzającymi zmysły i otwierającymi duszę.
Jest coś w zapachach, co sprawia, że potrafimy przez wiele lat mieć w pamięci okoliczności, w których coś wąchaliśmy. W wyraźny sposób umieją też wpływać na nasz nastrój i w dosłowny sposób odpowiadają za to, że życie ma smak (może warto to docenić w czasach kiedy wiele osób węch i smak, przynajmniej na chwilę, straciło). Zapachy mają też tę szczególną właściwość, że szybko zdradzają w jakim towarzystwie przebywaliśmy. Papież Franciszek mówił, że dobrze jeśli pasterz będzie pachnieć owcami. Ja myślę, że bardzo dobrze, jeśli każdy z nas będzie przeniknięty zapachem Boga. Oby to było doświadczeniem naszego Adwentu.
Dodaj komentarz