Po ośmiu latach „Milczenie” nadal pozostawiło mnie w ciszy – głebokiej, przejmującej, przeszywającej na wskroś, pełnej pytań, na które próba udzielenia odpowiedzi prowadzi niechybnie do pychy. Scorsese po mistrzowsku pokazuje jak szczytne ideały i zapał misyjny roztrzaskują się o skaliste brzegi Japonii, topiąc przy tym kolejnych męczenników. Milczenie przerywa Mokichi wyśpiewujący na krzyżu z czułością psalm 130, z twarzą pełną pokoju i radości, tak bardzo kontrastującą z twarzą Rodriguesa pod koniec życia, która zionie smutkiem i pustką. Czy w ich oczach zawarta jest prawda?

Pewne decyzje w życiu jest nam bardzo trudno rozeznać. Brakuje nam danych, jesteśmy przywiązani do pewnej wizji świata, mamy zbyt mało wolności i zbyt duże ego. Prędzej czy póżniej jednak zazwyczaj jesteśmy w stanie zobaczyć czy nasz wybór był słuszny – po owocach poznajemy co było okazją, a co pokusą. Bywają jednak takie decyzje, które do końca pozostają zagadką. Nawet z perspektywy czasu nie umiemy ocenić czy postąpiliśmy właściwie, bo wobec złożoności świata zmuszeni jesteśmy pochylić głowy i przyznać, że nie wiemy jakie są owoce. Wtedy jedyne co możemy zrobić, to zaufać sobie, swojemu sumieniu, Bogu działającemu w nas, i uczciwie powiedzieć sobie: „zrobiłem co mogłem”. 

Wobec Dylematów przez duże D, bledną codzienne wojenki i nieporozumienia, plany i nadzieje, niekończące się todo listy… Dziś w ostatni dzień roku liturgicznego zadaję sobie dwa pytania: czy Chrystus jest dla mnie wszystkim? A jeśli jest, to co to dla mnie oznacza w tym konkretnym kontekście, w którym się znajduję i pośród tych ludzi, których Bóg mi dał? Wierność tu i teraz. Ostatecznie to się liczy.