Ostatnio w przeciągu trzech dni widziałam dwa filmy, które poruszyły mnie do głębi.
Sound of freedom – film opowiada historię Tima Ballarda, który rzucił swoją pracę jako agent w służbach specjalnych, by wyruszyć do Kolumbii i ratować dzieci przed sprzedażą pedofilom jako niewolnicy seksualni. W moim odczuciu to film, który pokazuje przede wszystkim tragedię dzieci, których życie nieodwracalnie zostaje zniszczone przez ludzi, którzy dopuszczają się jednych z największych zbrodni możliwych. To opowieść o działalności przestępczej, która jest trzecim najlepiej opłacalnym interesem na świecie, zaraz po handlu narkotykami i bronią, ale przede wszystkim opowieść o brawurowych akcjach ratowania najsłabszych. Temat ten jest mi osobiście bliski, bo od kilkunastu lat wspieram Fundację HAART, która zajmuje się pomocą ofiarom handlu ludźmi w Kenii. Od tego czasu słyszałam już setki historii, z których każda powoduje zarazem wzruszenie i ogrom złości. Na szczęście większości ofiar udaje się przywrócić normalne życie i nadzieję! Jeśli chcesz pomóc finansowo, to zapraszam.
Zielona granica – film próbuje przedstawić wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej z jesieni 2021, pokazując perspektywę uchodźców, straży granicznej, mieszkańców i aktywistów. W moim odczuciu to film o dramacie każdej osoby, która musi opuścić swój kraj, by szukać schronienia na obczyźnie, ale przede wszystkim o ludzkiej wrażliwości na cierpienie najsłabszych. Film pokazuje wiele prawdziwych historii, które dochodziły do nas tamtej jesieni. To opowieść, która jest dla mnie osobistym wyrzutem sumienia, bo nie zrobiłam nic, by pomóc tym, którzy tak blisko mojego rodzinnego domu na Podlasiu tułają się po lasach i stają się niechcianym towarem przerzucanym wielokrotnie przez granicę. Co jednak gorsze, wielokrotnie przeszłam obojętnie obok kogoś w potrzebie na mojej własnej ulicy i to boli mnie jeszcze bardziej.
Oba filmy mówią o niesamowicie ważnych problemach współczesnego świata, o których nikt z nas nie chce słyszeć, a jednak dzieją się na naszych oczach, poddając w wątpliwość osiągnięcia współczesnej cywilizacji. Bardzo dobrze, że powstały! Mówią o ludziach, którzy niczym nie zasłużyli sobie na tragiczny los jaki ich spotkał, a jednak tracą życie i zdrowie, będąc ofiarami w rękach tych, którzy mają władzę i pieniądze, ale za to za grosz sumienia. Filmy te mówią jednak przede wszystkim o tych, którzy zdecydowali się poświęcić swoje życie żeby ratować innych z bagna – o ich heroizmie i wytrwałości.
Oba filmy mają też swoje zgrzyty. Sound of freedom w sposób bardzo uproszczony i hollywoodzki pokazuje walkę z handlarzami i przemytnikami, ale najbardziej negatywnie oceniam wystąpienie Jima Caviezela, który na końcu filmu mówi o tym jak ważne jest, żeby ludzie zobaczyli ten film. Oczywiście zachęcam jak najbardziej do jego obejrzenia, ale świata nie zmienia się w kinie, tylko po wyjściu z niego. Caviezel mógł choćby zachęcić do wsparcia organizacji założonej przez Tima Ballarda – Operation Underground Railroad, która aktywnie działa na rzecz ratowania dzieci, a jednak zachęca do tego, by kupić komuś bilet do kina i dołożyć się do już stu milionowych zysków filmu. Zielona granica natomiast w mojej opinii osłabia swój przekaz poprzez antyrządowe wstawki i niesprawiedliwe pokazanie strażników granicznych jako nieludzkich i obojętnych na los niewinnych (z jednym wyjątkiem). Życie ma więcej odcieni szarości, ludzie stają przed ogromnymi dylematami moralnymi, a problem migracji jest tak niesamowicie złożony, że wymaga ogromnej ostrożności w opisywaniu. Niestety przez polityczne podziały w Polsce wiele osób filmu nie zobaczy, a szkoda.
Ostatnim kamyczkiem do rozważań o problemach współczesnej cywilizacji w ten weekend był dla mnie światowy dzień migranta i uchodźcy obchodzony w Kościele w ostatnią niedzielę września. Najpierw wysłuchałam pięknego wykładu Rafała Bulowskiego SJ, który przypomniał o tym, że do pomagania nikogo nie można zmuszać, bo miłość dokonuje się w wolności i zachęcił do wrażliwego postawienia się w sytuacji osób, których życie zmusiło do najtrudniejszych decyzji, ale też do uszanowania lęku, który kogoś innego może paraliżować. Potem uczestniczyłam w przepięknej wielokulturowej Mszy, na której bp Krzysztof Zadarko wygłosił poruszające kazanie o tym, że dla Boga nikt nie jest obcy i o tym, że nie można budować poczucia bezpieczeństwa kosztem deptania ludzkiej godności.
Na koniec jeszcze jeden obrazek dopełniający całości. Wczoraj kiedy wyszłam z kina i wróciłam do mojego roweru, uświadomiłam sobie, że jak go tam zostawiałam, to zupełnie zapomniałam wyłączyć lampki. Teraz już nie były zapalone, więc ktoś musiał je za mnie wyłączyć. Spojrzałam na rower stojący obok, który ktoś doparkował w międzyczasie do mojego stojaka – trochę obdarty, z zardzewiałym łańcuchem, z dzwonkiem z napisem „I love my bike”. Pożałowałam, że nie mam przy sobie karteczki, żeby napisać podziękowanie, ale pomyślałam z wdzięcznością: „Ludzie są dobrzy”. Po obu seansach nie mam wątpliwości, że na świecie jest bardzo dużo strasznego bagna, ale nie zmienia to faktu, że dobrych ludzi jest więcej. Nie dajmy sobie odebrać nadziei i zapału do tego, żeby wzrastać w prostej codziennej wrażliwości.
Najnowsze komentarze